Słońce już zachodziło. Na horyzoncie widać było ośnieżone połacie drzew. Pod nogami skrzypiał śnieg.
- A gdzież to sąsiad udaje się w tak siarczysty mróz? - zapytał trochę z ciekawości, a trochę ot, tak, dla zagajenia rozmowy, rosły mężczyzna spod dziesiątki.
- Idę się przewietrzyć, pooddychać zimą. Mówią, że to bardzo zdrowe.
- Tak, słyszałem. Niby zdrowe, ale proszę uważać, by się nie przeziębić. Z zapaleniem płuc nie ma żartów, więc lepiej nie ryzykować. - To powiedziawszy, skinął ręką i schował się za bramą garażu.
- Uf. Chyba niczego nie zauważył. Jest dobrze. Byleby mnie nie widział, jak będę wracał — szepnął do siebie Gustaw i poszedł dalej.
Droga była daleka. Trzy kilometry przez pola do najbliższego zagajnika. Gdzie mieli się spotkać? W pamięci rysowały się tylko szczegóły. Nic precyzyjnego. Nie pamiętał dokładnie, co mówił, ale zdaje się, że miał czekać koło dębu.
Kiedy dotarł do niego, otrzepał się z białego puchu i począł chuchać w bez mała odmrożone ręce, niecierpliwie się rozglądając.
W oddali widać było trzy postacie. Jakby trzech mężczyzn. Zakapturzonych, odzianych w czarne kurtki, a może płaszcze. Dostrzegał tylko rysy. Szli w jego kierunku. To na pewno on z kompanami, ale z kim. Tego jeszcze nie wiedział.
---
"Sekta" - Fragment
Emilia Ewa Szumiło
21.02.2024 r.