Przestałem czekać na śmierć, przestałem czekać na życie. Ni to duch, ni zjawa, skromny uczeń w cieniu mistrza.
Surowy jestem, jak moje tkanki i kości, a serce mam miękkie jak skóra. Przestałem siebie widzieć i na siebie patrzeć.
Stoję i widzę, niczego nie wiem, a jest we mnie pewność. Nie jest to śmierć i nie jest to życie, coś jakby ponad.
Zostaje wyłącznie przestrzeń - pracownia mistrza i ucznia. Nie jestem dziełem, a działam, nie jestem stworzeniem, a stwarzam, niczym więc jestem i niczym więcej będę, cokolwiek się jawi, jest tylko na chwilę.
O poranku gwiazdy zdają się gasnąć i spokój nocy ustępuje miejsca mgle i śpiewom ptaków.
Niczym więc jestem, niczym więc będę. Skromny uczeń w cieniu mistrza, lecz jedno, co mogę, to mistrza wybrać, zdać się na łaskę, usłyszeć niesłyszalne i ujrzeć niewidzialne.
Ziemskie sprawy są mi obce, bada je rozum, a rzadko miesza się serce. Gdy zechcę widzieć - patrzę, gdy zechcę usnąć - śnię, gdy zechcę być - jestem. Cokolwiek zechcę, jest mi to dane.
Niczego jednak nie chcę i nic jest mi dane, z niczego bierze się wszystko, a wszystko w nic się obraca.
Zdał się człowiek na własną pamięć i przez pamięć kala swe serce. Kto zechce słyszeć - słucha, kto zechce żyć - umiera, kto zechce umrzeć - żywym się staje. Niczego nie chcę, dlatego wszystko jest mi dane.