Ranek się budzi, w koło tłum ludzi, gdzieś idą, żyją
jedną chwilą, przelotną, jak deszcz wiosenny, wciąż niezmienny
I bierny. Z domu wychodzę, i w tą dżungle wchodzę
Nie znam tych twarzy, dziwnych miraży, szarości witraży
Betonowa dżungla, betonowe getto
Co dzień takie samo, co dzień identyczne
Betonowa trumna, betonowe piekło
Zapatrzone w siebie i egoistyczne
W radio ktoś gada, że rząd upada, ktoś kradnie, braknie
Pieniędzy zbraknie, nim rząd jak w Egipcie obalą
Opony podpalą, na Wiejskiej, w szarej dżungli miejskiej
W dziwnym świecie co potrafi, być dobry jak Kadafi
Betonowa dżungla, betonowe getto
Co dzień takie samo, co dzień identyczne
Betonowa trumna, betonowe piekło
Zapatrzone w siebie i egoistyczne
I znów ta ulica, krzycząca cisza, pod szkołą stoi
I piwo doi, grupka młodych, co ci za kilka złotych
Pysk obiję, bo z tego żyje, bo gdzie znajdzie pracę
W tym bez żadnych perspektyw mieście, betonowym getcie
Betonowa dżungla, betonowe getto
Co dzień takie samo, co dzień identyczne
Betonowa trumna, betonowe piekło
Zapatrzone w siebie i egoistyczne
Lecę do domu, znaleźć wymarzoną chwilę spokoju
Jedna butelka, jedna nakrętka, i smutek wymięka
Więc pije, póki żyje i marzę, że kiedyś wymarzę
Ze świata, wszystko to co z niego normalność wymiata
Betonowa dżungla, betonowe getto
Co dzień takie samo, co dzień identyczne
Betonowa trumna, betonowe piekło
Zapatrzone w siebie i egoistyczne