Rozmowa z samym sobą.
W nieruchomej przestrzeni trwał, czekał, choć nie wiedział na co czeka. Wpatrywał się w nieistniejący punkt, pośrodku oceanu ciemności.
- O czym myślisz? - Cichy, lekko zachrypnięty, łamiący się głos.. jego głos. Nie oczekiwał że się zjawi, nie wzywał go. Najwyraźniej cały czas był przy nim.
- Przecież wiesz. - Odpowiedział tym samym głosem, lekko drwiąco, ironicznie. - I wiem, że podejmując walkę z Tobą, przegram. Serce odrzuci rozum, rozum z kolei nie będzie chciał dogadywać się z sercem. Choć przecież niedawno do mnie wróciło. Pełne blizn, pokaleczone, jednak mam je przy sobie. I po co walczyć? Kielich goryczy, który niedawno wypiłem, dławiąc się własnymi łzami, które już o pomstę wołać nie mogą, nie mają do kogo.. napełni się znów.
- Nie masz już o co walczyć.
- Co mam zrobić?
- To już zależy tylko od ciebie, zastanów się nad tym. Po tylu latach, w końcu zaistniałeś w własnym życiu. W końcu masz wpływ na jutro. Co zamierzasz z tym zrobić?
- Chce zaznać spokoju, dotrzeć do stany sprzed lat. Odnaleźć siebie i... wrócić.
- Nie szukaj rzeczy, które już znalazłeś. Masz je całkiem blisko, rozejrzyj się. Dostrzeż to, czego nie widać, a zobaczysz siebie. Zdziwisz się, jak blisko celu jesteś.