Nigdy nie lubiłem, w jaki sposób niektórzy ludzie recytują teksty. Nie czuję, że naprawdę tekst jest czytany, to raczej sam okruszek powłoki jest wydobyty przez czytającego.
Niedawno temu, zaledwie dwa lub trzy dni, napisałem z nudów fragment wiersza i przeczytałem go na głos. Ku swojemu zdumieniu, w swoim głosie znalazłem tę samą nutę, którą słyszałem u recytatorów-amatorów, kiepskich aktorów i co niektórych ministrantów, którzy dostąpili zaszczytu przeczytania fragmentu Biblii. Wtedy dopiero zrozumiałem, w czym tkwił problem.
Tekst, który napisałem, nie był odzwierciedleniem moich myśli i patrząc na niego, nic nie czułem - zaledwie kilka linijek tekstu poskładanego tak, aby brzmiał ładnie. Brakło mi pasji i interpretacji, a gdy próbowałem przeczytać to z uczuciem, sytuacja jedynie się pogorszyła, a ja czułem fałsz w swoim głosie.
Jedynie nielicznym udaje się w pełni zrozumieć czytany tekst - jakiejkolwiek formy by nie był i o czymkolwiek by nie traktował - i jedynie oni są w stanie włożyć swoje zrozumienie w jakość recytacji.