Na co Ci pisać psalmy, epitafia, hymny,
skoro znów je ominiesz jak trędowatego
i jak na złość, gdy staniesz się na wieki zimny
już nie przeczytasz na grobie trenu własnego...
Czy to przekleństwo? Czy to nieczułości ludzkie?
Wylewam dla Ciebie swojej pasji natchnienie,
a Ty myślisz, żem prostakiem jest i głupkiem,
nie zasługuję na Erato wyzwolenie...
Śmiejesz się w duchu: poeta? Cóż to takiego?
To rodzaj żartu? Twoje rymy już są śmieszne.
I patrzą na mnie ludziska z miną ściętego;
głupoty lepsze, myśli me znikają pośpiesznie...
Jak cień poruszam się po mej żywota drodze,
siedzę cicho, w głowie ugniatam natłok myśli,
bo szukałem wiele, lecz zawiodłem się srodze,
ale o tym to już nikt nigdy nie pomyśli...
W końcu kiedyś tusz wyschnie, pożółkną karteczki,
długopis kurz pokryje, blaszka zardzewieje -
wtedy mnie wspomnisz, moje akta wyjmiesz z teczki,
lecz tam pusto będzie, boś olał moje dzieje...
Prawdę mówiłem - zostałem sponiewierany;
zdarzyło się fałsz zasiać - było jeszcze gorzej.
Każdy dar zgnieciony, każdy uśmiech skuwany,
ze smutkiem sam na sam, jakby na łasce Bożej...
Nie dziw się teraz, że może serce straciłem -
mam serce. Lecz czarne, które nie chce już kochać.
W oczach nie ma mnie - starego "ja" wyrzuciłem,
nikt za mną nie płakał, więc nie musisz Ty płakać.
30.09.2013