Zapędzony w niby-kozi róg zaciemniony, zmieciony pod dywan jak odrobinki kurzu i ubity w pianie, strzepany, roztrzęsiony musi żyć wśród świata smrodu, smutku i brudu...
Po cichu, pod nosem, nuci sobie samemu o "przyjaciołach", co w sinej mgle odpłynęli, pluje na boki, między sine kąty diademu, co skarbem jest wielu - jabłkiem niezgody spięli...
Stare łóżko cichutko jęczy pod ciężarem, gdy kładzie się na spotkanie ze swym drugim światem, gdzie nic nowego, tylko spotkać się z zegarem, co odlicza jak szalony chwile z Piłatem...
To już prawie ta godzina decydująca - sędzia wyda i tak niesprawiedliwy wyrok. Może to sprawi - każda istota żyjąca puknie się w łeb, dojrzy ukryty za brudem urok...
Najprościej ujmując: może się zdarzyć coś (niekoniecznie dobrego), co spowoduje, że "każdy człowiek" dojrzy coś pięknego za tym, co jest pokryte brudem. Wniosek? Coś co było niegdyś piękne, straciło swój urok, zostało zapomniane i pokryło się "kurzem" (to też rodzaj brudu, prawda?). Pozdrawiam serdecznie.