Ambiwalentnie mówię tak i nie. A gdy jest ciepło, trzęsę się z zimna. Kiedy moje serce usypia, ja otwieram oczy szeroko, na jawie rzeczywistości. Ambiwalentnie czuję miłość i nienawiść. A kiedy jesteś obok chcę powiedzieć - zostań, jednocześnie czując nieprzemożoną potrzebę ucieczki. Płaczę poprzez śmiech, uśmiecham się ze smutkiem w uniesionym kąciku warg. A kiedy mówię tak, myślę nie. Myśląc nie, pragnę krzyczeć - tak.
Nic nie jest jednoznaczne, moja rzeczywistość pachnie nieidealnością. Postępuję krok do przodu, cofając się o dwa. Skaczę z ósmego piętra Samotności, rzucam się w otchłań pożerających mnie słów i oczu bez źrenic, tak obcych, tak nic nie rozumiejących. A kiedy umieram pod balkonem Miłości, Życie śmieje się ze mnie, Śmierć płacze, bo oszukałam ją, wyprzedziłam bez uprzejmego pardon. Bo to nie ona wylosowała kartę z moim imieniem. Czujemy się oszukani jak Śmierć. Pozostawieni na pastwę świata słodkich kłamstw i spisków. Świata, który sami stworzyliśmy.
Życie z zasady miało być piękne i idealne. W skromnej rzeczywistości jest jedynie ambiwalentne - inspirujące poetów, niosące sens, będące kwintesencją tego, co najlepsze; z drugiej strony pełne niewypowiedzianego na głos zła, które bezdźwięcznie zarzuca na nas swoje ramiona. Ambiwalencja jest w nas, w naszych sercach. Bo jesteśmy tylko ludźmi, niczym więcej.
Ambiwalencja - sprzeczność, Serc - tego, co w nas najcenniejsze. Sprzeczność duszy. Taniec marzeń i rzeczywistości. Gorące tango w więzieniu naszych ograniczeń.