Wspomnienia wracają, niespodziewanie.
Poddaję się im. Zamykam oczy i widzę to miejsce.
Pamiętam je tak dokładnie.
Z tym specyficznym zapachem jeszcze ciepłego, drożdżowego ciasta oraz z nutą aromatu "dziadkowych" mebli.
Z charakterystycznymi odgłosami, kiedy wczesnym rankiem włączała radio i krzątała się cicho po kuchni.
Z ciepłym uśmiechem, który był nieodłączną częścią tego domu.
Z głośnym śmiechem i łzami wzruszenia.
Z beztroską.
Szczęściem.
Z latem pachnącym truskawkami z ogródka oraz zimą, która smakowała herbatą z imbirem.
Było to jedno z najcudowniejszych zakątków na ziemi.
Jedynym miejscem poza domem, w którym mogłam spać spokojnie.
Było tak, bo Ona czuwała. A kiedy tylko się budziłam, całowała w czoło. Mówiła, że już jest dobrze. Uspokajałam się.
Była najlepszą Opiekunką. Wierzę, że nadal jest.