Byłam w pewnym transie. Dookoła idealnie biały śnieg, odzwierciedlający pozorną czystość. Jego płatki spadały delikatnie na ziemię, odbijając się najpierw o rozmaite gałęzie - zmarznięte gałęzie.
Wirowałam wokół i... zobaczyłam Twoje oczy.
Przytuliły mnie niezdiagnozowanym spokojem.
Podały zmarznięte ręce, które rozgrzały moją chaotyczną krew.
Wywołały głębokie odczucie szczęścia.
To właśnie wtedy poczułam się po prostu bezpiecznie.