Utkwiłem na końcu molo
wpatrzony - otchłani
mówiłem milczeniem
Słońce przecedzone
chmurami
upadło na blat przestworza
i morze
wydało się z blachy
skomplikowanej
- stałem -
pogłębiarka mruczała
a dla obsługi
był to
kolejny kaprys morza
oddychało blaszane
srebrem wyłożone od czekolady
mgła lekko rozrzucona
patrząc nieskończonej w gardziel
milczałem
Janek poczuł się gorzej
o jedno zdanie.
Marka
(Wiersz powstał po nocnej jeździe podkutym wagonem nad morze. Wybrałem się z z kumplem do Ustki, żeby nad morzem zjeść zakupionego w Bolesławcu ananasa, pyszny był na plaży
w kwietniowy mglisty dzień)