W powietrzu czuję zapach niepewności,
roztacza go wiatr z północy.
Spoglądam na świat przez pryzmat młodości,
w mur biję z drewnianej procy.
Owa ściana chłodem jest przesiąknięta,
karmiona bólem, wyrosła.
Wzbudza w człowieku chciwość, działa jak przynęta,
królowa swego rzemiosła.
Ewaporuje z nas wszelkie uczucia,
niczym mityczna meduza.
Z Hestii wyssała prawie całość życia,
na świecie panuje burza.
Fobos i Dejmos poczuli swobodę,
brakuje tchu w zaduchu.
Eris panuję, więc trudno o zgodę,
Kain i Abel wciąż w ruchu.
Cegła po cegle postawili ludzie,
gotując wnet wiek spiżowy.
Jak zburzyć to co stworzyli w trudzie,
kto zdejmie z nas te okowy?
Sami na siebie wydaliśmy ten wyrok,
trudno odwrócić los będzie.
Sami na siebie sprowadziliśmy ten zmrok,
zagubiliśmy się w tym pędzie...