Pokój nie był ciemny, jak i nie był jasny. Po prostu był. Właśnie tak od jakiegoś czasu postrzegałem moje życie – po prostu było. Nigdy nie zapomniałem o tym co było ogniem i wodą w moim życiu. Nigdy nie zapomniałem prawdziwego powodu dla którego żyłem, powodu, który został unicestwiony tamtego dnia. Jednak czy to ma jakieś znaczenie? Oczywiście, że nie. Gorzkie słowa nieraz wypowiedziane, wspominane przeze mnie tysiące razy nie odnosiły innego skutku, niż tylko ból. Ból przeszywający moje serce – które, jak zawsze mi się wydawało nie istnieje. Ale po co? Po co się nad tym zastanawiać. Jej już nie ma. Nie ma rudych włosów zasłaniających mi cały świat niczym kurtyna, nie ma zielonych oczu przypominających mi cudowny zapach traw w lecie. Nie ma jej uśmiechu i zmarszczonego czoła, kiedy się ze mną nie zgadzała. Po prostu nie ma.
A jednak gdzieś, gdzieś w środku była. Piękna, cudowna, i jak fascynująca od innych. Czymże to wszystko jest. Czemu miałbym zapomnieć? Czemu mam zapomnieć o ludziach, których kocham? Czemu mam się wyzbyć człowieczeństwa? Ono nie istnieje.