Było cicho. Siedziała sama w półmroku pokoju jakie dawały zapalone świeczki o zapachu cytryny. Wpatrzona w ciemny sufit chwilami uciekała w marzenia. Tworzyła swoje własne teorie spiskowe, historie oraz planowała wydarzenia, których finał nigdy nie nadejdzie.
Światło jakie padało na jej twarz było wyraźne i podkreślało jedną z ciemno pomalowanych powiek dziewczyny. Co chwilę przymrużała oczy odbiegając od rzeczywistości, wspominając przeszłość, która nieustannie do niej wracała, tkwiła w jej pamięci niczym gwóźdź chirurgiczny służący do wprowadzenia odłamów kości w bezruch. Przeszłość siedziała w niej dokładnie tak samo, jednak w przeciwieństwie do chirurga,który składa ciało w jedną całość z czasem zrośnięcia kości rozkładała ją na jeszcze mniejsze cząsteczki i sprawiała, że cała się kruszyła. Jej umysł, uczucia... Była bezsilna. Gwóźdź przeszłości wbił się tak mocno, że niekiedy zwijała się z bólu na swoim łóżku błagając Boga o pomoc.
Nieustannie powracające obrazy. Mnóstwo obrazów, które zaśmiecały jej zainfekowany bólem umysł...