Obudził się o brzasku. Wyglądał jak siedem nieszczęść, a jeszcze gorzej czuł. Nie otwierał oczu, bo świat i bez tego wirował. Przecież nigdy nie był na karuzeli. Pomimo swoich czterdziestu lat, nawet nie próbował. Zupełnie jak większości uciech, którymi raczyli się jego koledzy. Pomału docierało do niego, co się działo. Świat zdawał się trząść, huk był nie do zniesienia. - Czemu ona tak krzyczy? - Pytał sam siebie w myślach.
Nie ściszający się nawet na moment głos zza ściany odbijał się od obrazów. Obudził go nim zdążył odpocząć. Wiedział, że do wieczora nie przestanie. Świadomość tego była przytłaczająca, jakby cały świat chciał zwalić się właśnie na niego. Nie próbował już tego zmieniać. Na niewiele by się to zdało. Wiedział, że i tak nie przestanie. Lubiła to, ten krzyk, ten styl życia. Zdesperowana wiekiem, niespełnieniem, nie zważając na innych, wyrzucała emocje całą sobą. To był jej świat, jej życie. Jej, ale nie jego. Mimo to, był całkowicie bezsilny.
Leżał wycieńczony, obolały, jakby pobito go tej nocy. Przetarł ręką po czole, oparł się o bok łóżka, nim zdążył ponownie zasnąć, wyszła przed dom. Usłyszał kolejny krzyk. Znacznie głośniejszy, nieprzerwany. Znów przypomniało jej się, co zrobił trzydzieści lat temu. Kolejna awantura, krzyk, monolog, łajanie. Wstał.
Założył koszulę w niebieską kratę i powłóczywszy nogami wyszedł przed dom. - Dzień dobry sąsiadko - Żachnął się. Nie odpowiedziała. Rzuciła tylko wściekłym spojrzeniem. Tak pogardliwym, że aż bolało. Świat zdawał się być okrutny i czarny.
Trzasnęła drzwiami.
06.01.2024
© Emilia Ewa Szumiło