Jeśli już wzbudza się miłość, a zostaje ona osamotniona... żeby się od tego uwolnić, to jak odrzucić samego siebie, tą najprawdziwszą, najczystszą postać, którą przyjmujemy, kiedy zaczynamy naprawdę kochać. Nie lubimy zapadać w ciemność, dlatego tak długo się przed tym bronimy. Czas robi swoje, tylko niepodtrzymywany ogień może zgasnąć. Wspominanie, budzenie obumierających uczuć, to jak próba podtrzymania żaru zwęglonego już opału rozpaczliwym podmuchiwaniem. Tylko całkiem ugaszone palenisko przynosi nam ukojenie. Jednak wkrótce potem zaczyna czegoś brakować. Może zapłonąć na nowo, pełną siłą, podniecane trwale, nie przez podmuch naszych wspomnień, ale przez ukochaną osobę, która nieprzerwanie dba o dokładanie najlepiej dobranych kawałków drewna. Szczęśliwi, którzy kogoś takiego mają i Ci, którzy nie przestają wierzyć. Szczęśliwsi, którzy wzniecają swój płomień, dzięki czemuś trwalszemu i stalszemu niż... ludzka istota, dzieląc się swą niewzruszoną miłością z otoczeniem.