Autor
scarletegoism
JesieńNa ostrzu noża, szepczę zaklęcia, by czas płynął w miesiącu cieplejszym.Zieleń przechodzi w czerń, onieśmieli mnie swą zgnilizną. Ptaki jakby zlęknione, że wpadną w mordercze sidła, zerwą się do lotu, i tylko kurz pozostanie na zamiecionej miękkimi skrzydłami polanie.Zęby się zacisną.To skurcz chłodem przywiany. Coraz mocniej i częściej, jak dzwoneczki stukają prymitywne kły.Już bliżej zimy.Cudze futra na grzbiety nałożą, kreatury przebrzydłe, niegodne by splunąć nań z szóstego piętra poszarzałego w jesieni wieżowca.Wszystko umiera.Wszystko śmierdzi.Brudne krople suną deszczem po ulicach.Nietypowy policzek, jakich wiele, wynędzniałej Matki Ziemi.A ja na ostrzu noża szepczę zaklęcia, by ciepło pod skórą się chociaż ostało.6
Na ostrzu noża, szepczę zaklęcia, by czas płynął w miesiącu cieplejszym.Zieleń przechodzi w czerń, onieśmieli mnie swą zgnilizną. Ptaki jakby zlęknione, że wpadną w mordercze sidła, zerwą się do lotu, i tylko kurz pozostanie na zamiecionej miękkimi skrzydłami polanie.Zęby się zacisną.To skurcz chłodem przywiany. Coraz mocniej i częściej, jak dzwoneczki stukają prymitywne kły.Już bliżej zimy.Cudze futra na grzbiety nałożą, kreatury przebrzydłe, niegodne by splunąć nań z szóstego piętra poszarzałego w jesieni wieżowca.Wszystko umiera.Wszystko śmierdzi.Brudne krople suną deszczem po ulicach.Nietypowy policzek, jakich wiele, wynędzniałej Matki Ziemi.A ja na ostrzu noża szepczę zaklęcia, by ciepło pod skórą się chociaż ostało.
Reklama
Wsparcie na Patronite
\"Moje biedne Ptaki\"Jeden strzał zabija wszystkie ptaki beztrosko tańczące na moim niebie. Teraz spadają powoli. Wirują w okół własnych ciał, potem z hukiem roztrzaskują się o Matkę Ziemię.Szkoda.Czarny puch unosi się na krótką chwilę, by zaraz osiąść w kałuży gęstej krwi.Podchodzę więc, klękam. Z czułością zbieram w dłonie zniekształcone, obryzgane karmazynowym płynem główki. Przytulam je do piersi. Delikatnie. Nie chcę ich uszkodzić.Cztery łzy płyną jedna po drugiej, zupełnie zgodnie z odwiecznym prawem grawitacji i bezceremonialnie wtulają się w czarne piórka.Sól łączy się z krwią. Piecze. Tak bardzo piecze. Nie wytrzymam. Przyspieszam kroku. Oddech rozrywa mi płuca, tętno szarga żyły i serce. Zaczynam biec.Stop. Jestem bardzo głupia. Spoglądam z rozbawieniem na własne szaleństwo. Biorę rozmach. Duży. Jak największy.... i rzucam. Ptasie łby obracają się w czerwonoczarną papkę. Już są nie ważne. Bez nich jest mi lżej. Nie panikuję, a oddech mój jest spokojny.Teraz przyszedł czas, bym na chwilę się zatrzymała.Znów patrzę w niebo. Ptak. Jakiś nowy. Zupełnie inny. Pikuje prosto w moim kierunku. Nie boję się, choć wiem, że z łatwością mógłby przebić się przez moje źrenice. Zwalnia.Biała istotka zasiada na moim ramieniu i obserwuje, jak spinają mi się mięśnie twarzy. Nie chcę jej spłoszyć, choć wiem, iż przyjdzie czas, w którym sama zdecyduje, że już pora mnie opuścić.Odleci.2 opinie
Jeden strzał zabija wszystkie ptaki beztrosko tańczące na moim niebie. Teraz spadają powoli. Wirują w okół własnych ciał, potem z hukiem roztrzaskują się o Matkę Ziemię.Szkoda.Czarny puch unosi się na krótką chwilę, by zaraz osiąść w kałuży gęstej krwi.Podchodzę więc, klękam. Z czułością zbieram w dłonie zniekształcone, obryzgane karmazynowym płynem główki. Przytulam je do piersi. Delikatnie. Nie chcę ich uszkodzić.Cztery łzy płyną jedna po drugiej, zupełnie zgodnie z odwiecznym prawem grawitacji i bezceremonialnie wtulają się w czarne piórka.Sól łączy się z krwią. Piecze. Tak bardzo piecze. Nie wytrzymam. Przyspieszam kroku. Oddech rozrywa mi płuca, tętno szarga żyły i serce. Zaczynam biec.Stop. Jestem bardzo głupia. Spoglądam z rozbawieniem na własne szaleństwo. Biorę rozmach. Duży. Jak największy.... i rzucam. Ptasie łby obracają się w czerwonoczarną papkę. Już są nie ważne. Bez nich jest mi lżej. Nie panikuję, a oddech mój jest spokojny.
Teraz przyszedł czas, bym na chwilę się zatrzymała.Znów patrzę w niebo. Ptak. Jakiś nowy. Zupełnie inny. Pikuje prosto w moim kierunku. Nie boję się, choć wiem, że z łatwością mógłby przebić się przez moje źrenice. Zwalnia.Biała istotka zasiada na moim ramieniu i obserwuje, jak spinają mi się mięśnie twarzy. Nie chcę jej spłoszyć, choć wiem, iż przyjdzie czas, w którym sama zdecyduje, że już pora mnie opuścić.Odleci.
6 June 2012, 20:05
Ten nowy ptak... nastraja optymizmem. Przypomina o tym, że nawet jeśli utraciliśmy wszystko, to gdzieś za kolejną chmurą może czaić się nadzieja. Skrawek nieba i światła, które znów pozwolą się nam poczuć człowiekiem. Podoba mi się, naprawdę. :)
1. "Nienawidzę poniedziałków"Zgryźliwy jazgot- budzik i trzask, a potem pomruk niezadowolenia.Nienawidzę poniedziałków. Oh, jak ja ich nienawidzę.Samą siłą woli zmusiłem się do przyjęcia pozycji siedzącej. Urządzenie, które jeszcze przed chwilą wydawało z siebie ten okropny dźwięk, teraz leżało na podłodze i migało na czerwono wskazując godzinę siódmą cztery.Dość gwałtownie zrzuciłem z siebie pościel i opuściłem nogi na podłogę. Zimne panele. Moim ciałem odzianym jedynie w granatowe bokserki wstrząsnął dreszcz. Przekląłem. Wdech i wydech. Wstałem i od razu skierowałem swe kroki do łazienki, bezpośrednio przylegającej do mojego pokoju.Przepełniony kosz na pranie, ręczniki na podłodze i pozwijany dywanik pobrudzony, o ile się nie mylę pastą do zębów- istne pobojowisko.Zresztą jak na całej powierzchni kwadratowej domu należącej do mnie. Nie [...] Czytaj więcej25 opinii
Zgryźliwy jazgot- budzik i trzask, a potem pomruk niezadowolenia.Nienawidzę poniedziałków. Oh, jak ja ich nienawidzę.Samą siłą woli zmusiłem się do przyjęcia pozycji siedzącej. Urządzenie, które jeszcze przed chwilą wydawało z siebie ten okropny dźwięk, teraz leżało na podłodze i migało na czerwono wskazując godzinę siódmą cztery.Dość gwałtownie zrzuciłem z siebie pościel i opuściłem nogi na podłogę. Zimne panele. Moim ciałem odzianym jedynie w granatowe bokserki wstrząsnął dreszcz. Przekląłem. Wdech i wydech. Wstałem i od razu skierowałem swe kroki do łazienki, bezpośrednio przylegającej do mojego pokoju.Przepełniony kosz na pranie, ręczniki na podłodze i pozwijany dywanik pobrudzony, o ile się nie mylę pastą do zębów- istne pobojowisko.Zresztą jak na całej powierzchni kwadratowej domu należącej do mnie. Nie [...]
26 March 2012, 17:48
Bardzo przyjemny tekst;)
Ku pamięci Miłości, która umarła.Brak poczucia czasu, brak miejsca na ziemi, brak perspektyw.Zaczęło się po cichu, na sztucznej trawie, z platyną w dłoni. Żyło gładko otulając nas miękką, puszystą sielanką, karmiąc dojrzewające w najsłodszym uczuciu dusze.Miłość stała się faktem, a fakty nie kłamią. Radość rozrywała ciała zbyt kruche i delikatne by się jej nie poddać. Noce i dnie zlewały się w korowód subtelnych doznań, którymi ani usta, ani dłonie nie mogły się nasycić.Istnieliśmy dla siebie wśród zapachu dymu i świeżej kawy. Zasypialiśmy blisko. Jak najbliżej. Jak najciaśniej. Jak najkrócej, by dłużej być. Wplątani w zwoje znajomej pościeli sypaliśmy czułe słowa na miękkie poduszki. Bez sensu. Tylko oczy, szczere i wierne potrafiły wyrazić wszystko.Uczucie, które stworzyliśmy z niczego, nagle zawarło wszystkie nazwane i zupełnie nieodkryte rozkosze.Co się stało?Droga okazała się zbyt długa, zbyt trudna, zbyt szeroka. Pozwoliłam Ci puścić swoją dłoń. Impuls. Słowa, w których chłód zmieszał się z głupim sentymentem.I znowu cisza, tym razem stworzona ze słonej rosy skraplającej się na pozlepianych czarnym tuszem rzęsach. Ból rozerwał klatkę piersiową, zakotwiczył się w gardle i odebrał oddech. Tęsknota zabija, a okrutna Miłość zatrzymuje akcje serca.I pozostaje tylko posępna nadzieja, która jest upieraniem się przy życiu.24 opinie
Brak poczucia czasu, brak miejsca na ziemi, brak perspektyw.Zaczęło się po cichu, na sztucznej trawie, z platyną w dłoni. Żyło gładko otulając nas miękką, puszystą sielanką, karmiąc dojrzewające w najsłodszym uczuciu dusze.Miłość stała się faktem, a fakty nie kłamią. Radość rozrywała ciała zbyt kruche i delikatne by się jej nie poddać. Noce i dnie zlewały się w korowód subtelnych doznań, którymi ani usta, ani dłonie nie mogły się nasycić.Istnieliśmy dla siebie wśród zapachu dymu i świeżej kawy. Zasypialiśmy blisko. Jak najbliżej. Jak najciaśniej. Jak najkrócej, by dłużej być. Wplątani w zwoje znajomej pościeli sypaliśmy czułe słowa na miękkie poduszki. Bez sensu. Tylko oczy, szczere i wierne potrafiły wyrazić wszystko.Uczucie, które stworzyliśmy z niczego, nagle zawarło wszystkie nazwane i zupełnie nieodkryte rozkosze.Co się stało?Droga okazała się zbyt długa, zbyt trudna, zbyt szeroka. Pozwoliłam Ci puścić swoją dłoń. Impuls. Słowa, w których chłód zmieszał się z głupim sentymentem.I znowu cisza, tym razem stworzona ze słonej rosy skraplającej się na pozlepianych czarnym tuszem rzęsach. Ból rozerwał klatkę piersiową, zakotwiczył się w gardle i odebrał oddech. Tęsknota zabija, a okrutna Miłość zatrzymuje akcje serca.I pozostaje tylko posępna nadzieja, która jest upieraniem się przy życiu.
26 March 2012, 17:15
Za emocje, za wspomnienia...
ErotykWypada, nie wypada, całować, czuć rozkosz, poznawać, smakować, percepcją idioty, dłonie i pościel i zapach ten słodki, a potem od nowa, uczyć się ciała, znać je na pamięć, znów nie wypada, myślą, obrazem, kochać się w głowie, zamknąć wypuścić, obnażyć i zdusić, potem dotykać, dotykać zachłannie, i szeptać i muskać i palce swe sycić, przekręcić, obrócić, fantazję uchwycić, pożądać i wielbić, następnie raz jeszcze, aż po plecach przebiegną, prąd ciepły i dreszcze.111 zeszyt
Wypada, nie wypada, całować, czuć rozkosz, poznawać, smakować, percepcją idioty, dłonie i pościel i zapach ten słodki, a potem od nowa, uczyć się ciała, znać je na pamięć, znów nie wypada, myślą, obrazem, kochać się w głowie, zamknąć wypuścić, obnażyć i zdusić, potem dotykać, dotykać zachłannie, i szeptać i muskać i palce swe sycić, przekręcić, obrócić, fantazję uchwycić, pożądać i wielbić, następnie raz jeszcze, aż po plecach przebiegną, prąd ciepły i dreszcze.
Rozchwiana między błogim obłędem, a paraliżującą rozkoszą wstrzymuję oddech by zatrzymać chwilę.23
Rozchwiana między błogim obłędem, a paraliżującą rozkoszą wstrzymuję oddech by zatrzymać chwilę.
Przyszłość ważna jedynie w sennych mrzonkach, tulących bezbronne w swej kruchej nagości ciała.12
Przyszłość ważna jedynie w sennych mrzonkach, tulących bezbronne w swej kruchej nagości ciała.
Samotność to coś o wiele głębszego niż nieobecność ludzi, których i tak na prawdę traktujesz jak szarą masę.361 opinia i 2 zeszyty
Samotność to coś o wiele głębszego niż nieobecność ludzi, których i tak na prawdę traktujesz jak szarą masę.
26 September 2011, 11:28
Samotność to stan ducha.
Są różne rodzaje kochania, z których nie każdy jest Miłością.271 opinia i 3 zeszyty
Są różne rodzaje kochania, z których nie każdy jest Miłością.
8 September 2011, 00:21
pieknie powiedziane... dziala to obustronnie...są różne rodzaje miłości, z których nie każda jest na zawsze
Budzisz się rano i dociera do Ciebie święty i niepodważalny fakt, że wciąż jesteś tą samą nikczemną i zaplutą istotą, którą powszechnie nazywamy człowiekiem.291 opinia
Budzisz się rano i dociera do Ciebie święty i niepodważalny fakt, że wciąż jesteś tą samą nikczemną i zaplutą istotą, którą powszechnie nazywamy człowiekiem.
27 May 2011, 07:07
.. ależ jaką w swym cynicznie dostojną czasem i w zakamarkach serca dobrą? ;)
Oj, proszę nie być wobec siebie tak nazbyt surowym, bo to na dłuższą metę nie smakuje ;)
Pozdrawiam!
Seks sam w sobie nie jest zły, ale powodowany Miłością nabiera niecodziennego wymiaru.331 zeszyt
Seks sam w sobie nie jest zły, ale powodowany Miłością nabiera niecodziennego wymiaru.
I choć uważam, że nieco dorosłam do uczuć, wciąż nie mogę powiedzieć, że rozumiem Miłość. Tylko głupiec mógłby twierdzić, iż pojmuje coś niepojętego, coś dzikiego i nieokiełznanego, coś bez kształtu, smaku, zapachu, bez definicji.422 opinie i 3 zeszyty
I choć uważam, że nieco dorosłam do uczuć, wciąż nie mogę powiedzieć, że rozumiem Miłość. Tylko głupiec mógłby twierdzić, iż pojmuje coś niepojętego, coś dzikiego i nieokiełznanego, coś bez kształtu, smaku, zapachu, bez definicji.
14 April 2011, 08:32
Pięknę...