Menu
Gildia Pióra na Patronite

Rejs na Happenstance

Agnieszka W.

Agnieszka W.

„List w butelce” to jedna z tych książek, która przez większą część historii delikatnie kołysze, tylko po, żeby przy końcu zrzucić z wygodnego siedziska. Tak się właśnie poczułam, kiedy dobrnęłam do jej ostatniej strony. Nicholas Sparks nie należy do moich ulubionych autorów i już dawno nie miałam kontaktu z jego twórczością. Nie dlatego, że nie zapada w pamięć; chciałam po prostu odpocząć od powieści obyczajowych i spróbować czegoś nowego. Ten jeden tytuł siedział jednak niczym drzazga pod paznokciem i w końcu musiałam ją wyciągnąć. Rozstanie to, zabolało.

Głównymi bohaterami opowieści są Theresa – odnosząca sukcesy dziennikarka oraz Garret – nauczyciel nurkowania i właściciel sklepu w małym miasteczku. Połączy ich tytułowy list w butelce, znaleziony podczas porannego treningu. Zaintrygowana jego treścią kobieta zaczyna drążyć temat i dzięki pomocy swojej redakcyjnej przyjaciółki, odnajduje nadawcę. Garret nie wie, jaka motywacja stoi za przyjazdem Theresy, walczy też z emocjami, które przez lata trzymają go na uwięzi. Stęskniony za żoną, wycofany z życia, trwa w poczuciu, że tak należy. Ona z kolei próbuje się odnaleźć po rozwodzie: nie tylko jako matka, ale również kobieta. W taki sposób wygląda zarys fabuły, treści ukrytej między wierszami jednak jest znacznie więcej.

Opowieść toczy się tutaj powoli, momentami nieomal sennie. Intryga związana z opublikowaniem listów Garreta w czasopiśmie mogłaby nieco bardziej podkręcić tempo, sęk w tym, że nie o to autorowi raczej chodzi. Dialogi są grzeczne, kurtuazyjne, momentami rozbrajająco niezręczne. Z perspektywy czasu zaczynam dostrzegać celowość takiego pokierowania piórem. Po latach życia w izolacji, każda nowa relacja wydaje się być w końcu pierwszą, a co za tym idzie nieco naiwną… czystą i przez to piękną. Z jednym małym zastrzeżeniem – bogatsza o doświadczenie, trzyma zaciągnięty hamulec ręczny. Poprawność językowa, która początkowo może zmęczyć, z czasem kołysze. Uspokaja. Słuchając jej melodyjności bez trudu przenosiłam się na pokład Happenstance, słuchając szumu fal oceanu, przecinanych dziobem statku. Nie przeszkadzał mi chłód i rozczochrane włosy, a skostniałe ręce mogłam schować w grubym kardiganie. Może nad niedobrą kawą Garreta bym się zastanowiła – podobno nie wychodziła mu zbyt szczególnie.

List odnaleziony przez Theresę płynie z prądem, wplątuje się w sieć rybaka, zostaje wyrzucony za burtę i finalnie trafia na wybrzeże Cape Code. Wcześniejsze dłużej, bo ponad 3 lata, dryfują po nieznanych szlakach, wybierając inne miejsca docelowe. Czytając tę historię odnosiłam wrażenie, że świat podwodny, jak również emocjonalny, jest tutaj przedstawiony w znacznie szerszej perspektywie. Garret łączy pasję do nurkowania z fotografią, wspomnienia z wypraw umieszczając na ścianach swojego mieszkania. Chcąc nawiązać relację z synem Theresy, uczy jej syna swojego fachu. W chwilach niepokoju – płynie. I kiedy to, co realne gubi kurs, siada za sterem, pisząc list. Pięknie pisze. Do czego zmierzam: Sparks nie rozrzuca akcji po całym świecie. Wydarzenia skupiają się w linii Boston – Cape Code – Bath. Kilka miejsc, umiejętnie przeplatane retrospekcją z życia Garretta, zawartą w listach. Nie ma tutaj przebodźcowania akcją, czy dynamiką wydarzeń. Te tworzą się wraz z rozwojem uczucia, czyli nie mogą machać manualem, jak w kinie akcji. Według mnie przeczyłoby to logice całego przesłania.

Książka opowiada przede wszystkim o miłości; wielu jej obliczach. Rodzicielskiej, platonicznej (przyjaźń z Deanne), mężczyzny do kobiety, małżeństwa... Miłości, która daje szczęście i radość, ale również rani, na długie lata zamykając w próżni. Tak właśnie żyje Garret po utracie żony, wypełniając przestrzeń tym, co charakteryzuje jej wspomnienie. Tak postępuje Theresa, rzucając się w wir pracy i poświęcając dla syna. Kiedy stają w jej obliczu, nie do końca rozumieją czym ona jest. Lub nie chcą zrozumieć, broniąc się przed jej siłą. Czytelnik nie odnajdzie tutaj rozbudowanych opisów scen seksu i erotyzacji. Ta część przybiera zmysłowy kształt, zgrabnie ujęty w pobudzających wyobraźnię słowach. I dobrze – literatury tego typu w ostatnim czasie rynek wydawniczy serwuje aż nadto. Opisać intymne zbliżenie w taki sposób, który odda jego piękno, bez wulgarności i kiczu, to trudna sztuka. Sparksowi się to według mnie udało.

Brak happy andu (to nie spoiler) może zniechęcić na wstępie. Co ciekawe jednak: im więcej czasu mija, od dnia, w którym przeczytałam ostatnie słowo z tej historii, tym bardziej zaczynam rozumieć, że nie mogła się ona zakończyć w inny sposób. Dlaczego? Jak bumerang powraca tutaj pytanie o istotę miłości; lojalność, trwałość w wierze tego, co się przyrzekło (w tym kontekście małżeństwa), czy w końcu potrzeba i szept serca. Kochać tak bardzo, aż pozwolić odejść; czuć tyle, aż pozwolić na wolność wyboru… Wybór w przypadku Garreta był trudny, ponieważ sam nie chciał dawać sobie przyzwolenia na szczęście, które przecież mu się należało. Tyle pytań… czyja ręka skierowała butelkę z listem na Cape Code? Kto zadecydował w jaki sposób poniosły ją fale? Dlaczego Garret zamykał swoją miłość, tęsknotę i cierpienie w słowach?

Dlaczego….

„List w butelce” zostanie ze mną na dłużej. Może za jakiś czas do niego wrócę. Tak po prostu – wystawić się na cel (target) Polubiłam to słowo. Tekst z książki naciągnął strunę, a adaptacja filmowa wypuściła strzałę. Nie musiała przebijać fal oceanu, żeby do mnie trafić. Do morza mam niedaleko, a biegać lubię. Może znajdę kiedyś taki list i przeczytam podobną treść, może wzruszę się po raz kolejny. Pytania o zasadność i celowość tego uczucia w życiu każdego z nas, wciąż krążą wokół, zawieszone między wyborami; przyzwoleniem, a odrzuceniem. I jak Happenstance, śmiało przecinająca toń, podobnie odnajdziemy się w tym labiryncie. Tego życzę Wam i samej sobie, bo kochać, to najpiękniejsze co może nas spotkać. Nawet jeśli czasem boli, a wspomnienia są jedynym, co pozostaje. Bez nich człowiek byłby jednak jedynie pustym szkłem butelki, bez treści zapieczętowanej w środku. Mało interesująca opcja.

4878 wyświetleń
121 tekstów
7 obserwujących
  • Wilkołak

    25 April 2024, 17:16

    Bardzo esencjonalne zdanie, które podzielam: „List w butelce” to jedna z tych książek, która przez większą część historii delikatnie kołysze, tylko po, żeby przy końcu zrzucić z wygodnego siedziska." Niemniej, także nie wyobrażałem sobie, aby to przebiegło inaczej, bo te ich kipiące grzecznością zaloty mdliły i aż się cieszyłem, że fabuła przyjęła może nie zaskakujący ile nieoczekiwany obrót i wszystko się źle skończyło. 😄

    "Czytelnik nie odnajdzie tutaj rozbudowanych opisów scen seksu i erotyzacji. Ta część przybiera zmysłowy kształt, zgrabnie ujęty w pobudzających wyobraźnię słowach."
    Jak na mój gust, w ogóle nie ma wątku erotycznego. 😉

    • Agnieszka W.

      25 April 2024, 17:33

      O proszę, a już myślałam, że recenzja gdzieś się zawieruszyła😉 Rozumiem Twój punkt widzenia. Jak też pisałam, było tam słodko. Momentami za. Wątek erotyczny według mnie jednak był, ledwie zaznaczony. Tyle co pociągnięcie pędzlem... Być może, to, że jesteś mężczyzną sprawia, że patrzysz też na to nieco inaczej. Dzięki za szczerą opinię.

    • Wilkołak

      25 April 2024, 17:42

      "O proszę, a już myślałam, że recenzja gdzieś się zawieruszyła😉"

      Nie, nie mam po prostu czasu na internety.

      'Być może, to, że jesteś mężczyzną sprawia, że patrzysz też na to nieco inaczej.'

      To też by się pokrywało z moimi spostrzeżeniami. 😉

      W książce podobała mi się trudność, hmm, jakby to nazwać... Ujednolicenia miejsca pobytu, kiedy kochankowie mają już swoje miejsca i kariery, ach, któż tego nie zna. Poza tym fajne zakończenie, to co czuł Garret do Catherine, Tereska poczuła na własnej skórze. Także puenta udana. 😉

    • Agnieszka W.

      25 April 2024, 18:03

      Fakt, odległość często jest najskuteczniejszym miernikiem uczuć. Głowa tu, a serce tam... No tak, któż tego nie zna. Filmu zapewne nie przebrniesz (no chyba, że już widziałeś) Zgrabnie to wyszło, trochę treści reżyser okroił, innej dodał. Taka kropka nad "i" po przeczytaniu.

    • Wilkołak

      25 April 2024, 18:11

      Indeed, dobry temat - ciężki dylemat.

      Jestem zdania, że filmy śmiecą wyobraźnię, bo potem nie można odzobaczyć. 😅

  • Bianka97

    21 April 2024, 13:27

    Profesjonalna i piękna recenzja. Bardzo lubię czytać Twoje wszystkie teksty. Masz dziewczyno talent!:))))