To zadziwiające, jaki wpływ mają na siebie rzeczy pozornie niezwiązane. Bo co ma szkoła do samotności? Powinna wręcz ją likwidować. A jest zupełnie odwrotnie. Ci wszyscy ludzie tylko zwiększają nasze osamotnienie. Widzenie ich razem, śmiejących się z przyjaciółmi boli. Boli, bo my nie mamy z kim się śmiać. A kiedy jesteśmy sami, w zaciszu własnego pokoju, jest już inaczej. Możemy cieszyć się i płakać razem z fikcyjnymi postaciami, które kochamy bardziej niż te realne. Śpiewać na cały głos i tańczyć, nie martwiąc się, że ktoś będzie nas oceniał. W końcu jesteśmy naprawdę sobą. I fakt, że nie mamy z kim tego dzielić przestaje mieć tak duże znaczenie.