Kiedyś wrócę... Przymknę oczy, by znowu poczuć jak wieczór delikatnie studzi moje policzki, jak warkocze myśli rozplątują się z dziwnych splotów. Wraz z ciepłem odpłynie ciężar dnia i pobędę chwilę z tamtą mną, która przy Tobie tak lubiła się odmieniać. Na werandzie zakwitną herbaciane róże, pnączem sięgające naszych foteli. Kwiaty upuszczą zapach na koc, którym otulę kolana i będę czekać. A kiedy przyjacielsko zaskrzypi obok stare siedzisko, ułożę usta w kształt uśmiechu i otworzę się cała, by chwila ta przepłynęła mną aż pod powieki. Wtedy otworzę też oczy, a Ciebie nie będzie. Nie zatęsknię, bo przecież nigdy Cię tu nie było...
Ja bym zapytał tutaj, czy to nie tęsknota pisze takie wiersze? Zamknięte oczy zdają się marzyć albo wracać do wspomnień. Tak czy inaczej warto z Tobą usiąść na tej werandzie :)
Tęsknota? Może bardziej chęć troszczenia się o samą siebie, zatrzymanie. Najwięcej chyba jednak smutku, ale takiego, którzy mówi pocichutku i może trochę nieśmiało chowa się za innymi uczuciami. Pewnie dlatego wydawało się, że to tęsknota... Dziękuję za pobycie przy mnie. Weranda to przyjemne miejsce - przewiewne dla ciała i ducha :)