Obojętność
Miała na imię
W oczach ciągle te łzy
Ten deszcz.
Delikatnością była
Co nigdy nie zginie
W jej ustach słowa
zmieniały się w miód
A każdy jej gest
Pieczętował wrodzony chłód.
Pamiętasz, jak rozpaczałaś, kochanie,
że i ciebie to dotknie...
To przemijanie?
On był uczuciem
Bezpieczeństwa poczuciem
Był modlitwami
Niespełnionych marzeń szeptami.
Jego zakryta pancerzem dusza
Wbijała się w moje serce
Jak kusza.
Pamiętasz, jak mi mówiłeś kochanie,
że nic tak nie rani
Jak przemijanie?
Zawsze Ci odpowiadałem
Żebyś się nie przejmowała,
Bo Twej urody nie dotknie
potęga przemijania.
Że Twoje kosmyki, choć posrebrzone przez los
Będą przykładem tego, jak życie wodzisz za nos.
Kiedy zapadał zmierzch, skrywałeś się wraz z nocą,
Kiedy wschodziło słońce, piękniałeś jego mocą.
Mówiłeś, że dni mijają,
Że mnie ci odbierają.
Uspokajałam cię myślą, że ci, co kochają,
Żyją wraz z miłością, nigdy nie przemijają.
Ostatnie, co o Tobie mogę rzec, skarbie
To fakt, że pamiętam, jak odchodziłaś,
Wyznanie miłości cicho mówiłaś
I tak bardzo się skarżyłaś, moje kochanie,
Iż znikniesz jak dorwie Cię przemijanie.
Kończąc ten list, najdroższy me złoto,
Muszę Ci wyznać, choć nie z ochotą.
Muszę Ci wyznać, że dobrze zrobiłam,
Iż Ci przy sobie zostać zabroniłam.
Spójrz na to logicznie, najsłodsze kochanie.
Oszczędziłam Ci trosk.
O własne przemijanie.