Stoję naprzeciw jeźdźca samotnego,
nie śmierć to,
nie zaraza,
nie głód.
On straszniejszy mi niż bracia jego,
ich osąd
nie ciąży bardziej
niż na mej duszy trud.
Czerń i biel pól w szarość się zlewają,
nie czuję za wiele
gdy pustka wieje
skrajnością.
Jak wskazać wroga, gdy tak samo wyglądają
wszystkie te figury
co nienawidzą mnie
i co darzą bliskością?
Co pierwsze uderzy?
czy jeździec będzie szybszy
od ciała co mnie nienawidzi,
czy zmysły wszelkie ulotnię
Czy zginę od wieży
w której ścianach
tak bardzo chcę
zamknąć się teraz samotnie?