Po co biegasz? Jesteś chuda jak wieszak. Z przodu deska, z tyłu deska. W końcu znikniesz. Słyszę te określenia na tyle często, że zdążyłam się już do nich przyzwyczaić. Nawet polubić, bo tworzą pewną stałą w moim życiu. Jak GPS, który pomaga dotrzeć do celu. A cel sam w sobie jest istotny: zdrowie, samoakceptacja i rozwój, połączony z hobby. Bo to, że bieganie rozwija, jest dla mnie naturalne.
Bieganie to "power-tower", ukryte w każdym, kto podejmie wyzwanie. Piramida mocy, twardo zapuszczająca fundamenty w przekonaniu, że warto. Od nieśmiałego "może spróbuję", poprzez "na cholerę mi to było", aż do "faktycznie, to jest to". Koktajl emocji szczęścia własnej produkcji. Nie kłamię! Biochemia mózgu człowieka jest fascynująca. Działa wielotorowo i zaskakuje, zwłaszcza po 10 kilometrze na leśnym dukcie. Literatura przedmiotu tłumaczy szeroko, skąd takie wibracje-wariacje. Serotonina, dopamina i ich wędrówka między synapsami. Haj, z którego często korzystam. Polecam. Samoakceptacja? Owszem. Każdy kolejny pokonany kilometr, to miernik. Wyjście poza pewne ograniczenia. Pokonanie w sobie barier, które wcześniej uznawaliśmy za nierealne do przekroczenia. Dalmierz własnej elastyczności: bo potrafisz. Owszem, początki nie są proste i mogą zniechęcić. Wszystko boli, skrzypi, trzeszczy; jakby ciało było źle naoliwionym trybikiem. Zadbaj jednak o nie, a zaczniesz odcinać kupony. Rozwój, to już wisienka na torcie. Kiedy polubisz ten stan, kiedy zapragniesz systematyczności - wygrałeś. Bieganie "na zasypianie" rządzi się bowiem swoimi prawami: w zdrowym ciele, zdrowy duch. Terapia niskim kosztem (ok, pomijając te obłędne Asicsy na żelowej podeszwie) - ku psychicznej stratosferze. Spokoju, równowagi i... szczęścia. Ot tak. Długo trwało zanim zrozumiałam, dokąd biegnę - i w ogóle po co. Jeszcze dłużej uczyłam się oddychać; bo zwykłe filtrowanie powietrza, było początkowo za trudne. Miech kowalski na zesztywniałych szczudłach. Teraz, po kilku latach, działa znacznie sprawniej. Bieganie wycisza, systematyzuje myśli, nadaje im logicznego kształtu. Pomaga też rozładować złe emocje, których zazwyczaj jest w Tobie za dużo. We mnie również. I najlepsze nadchodzi wieczorem… Serce ukołysane racjonalnym wysiłkiem, bije równo. Nie boli. Słowa tworzą spójną całość, ich szum kołysze do snu, szeleszcząco otulając ciepłą kołdrą. Aktywność, moją receptą na dobry sen. Stephen King może przymrużyłby tutaj oko, ale ja ten stan lubię. Tak po prostu.