Menu
Gildia Pióra na Patronite
Felieton Tekst dnia 15 April 2024

Książka... a może czytnik?

Agnieszka W.

Agnieszka W.

Książka. Dokładnie w taki sposób odpowiedziałabym jeszcze kilka lat temu. Wychowana w szacunku dla papieru i kultury słowa drukowanego, niechętnie myślałam nawet o zastąpieniu woluminu czymś tak abstrakcyjnym. Tempo życia, podróże, taszczenie ze sobą ciężkich walizek i pragmatyzm, nieco zmieniły jednak moje zdanie. Przy czym „nieco” ma tutaj wiele odcieni, ponieważ temat w przestrzeni czytelnictwa, wciąż wydaje się na czasie. Przypuszczam też, że z obydwu stron, tych zbliżonych przecież nośników treści, stoi spora grupa osób. Która z nich ma rację?

Teksty z obrazami - Książka... a może czytnik? - Agnieszka W.
Książka... a może czytnik? - Agnieszka W.

Podczas studiów wiele podróżowałam. Rytm kół pociągu wyciszał, sprawiał, że myśli płynęły inaczej. Między centrum, a północą Polski. Śliwerskim, Kłoskowską i Cortazarem… Czasami nie wiedziałam już, w którą grę słów powinnam grać – bo jedna kusiła, a druga wynikała z obowiązku. W konsekwencji, towarzyszył mi wypchany plecak, mała torebka podręczna i walizka na kółkach. Wypełniona rzecz jasna tradycyjnymi książkami, bo praca magisterska sama by się przecież nie napisała. O ile dobrze pamiętam, walizka zakończyła swój ciężki żywot już po studiach, niemniej wspominam ją z sentymentem. Nawet kiedy urwało jej się kółko, podczas walki z jednym z chodników... Nie miałam czytnika. Formaty typu EPUB, czy MOBI pojawiły się później, sama idea e-booków była też mi obca. Nie każda literatura zresztą do nich trafia. Pozycje niszowe, czy specjalistyczne mają inne zasięgi, a prawo autorskie komplikuje sytuację. Bywały momenty, że kilogramowy nadbagaż mnie irytował; za każdym razem ciągnęłam go jednak ze sobą. Takiego cichego towarzysza podróży, trochę przypominającego ból w mięśniach, po zbyt intensywnym treningu. Wtedy też, zaczęłam przychylniej patrzeć na inne możliwości.

Czytnik dostałam kilka lat temu. W prezencie od G., do którego, przez pół Polski cierpliwie jeździłam. Śliczny jest: w niebieskim etui, z ekranem o sporej średnicy, przyjazny dla oka, z technicznym wsparciem wszystkich dostępnych formatów, dodatkowymi aplikacjami, bluetooth, wi-fi i pamięcią jak neverending story. Inkbook , jako alternatywa dla wysłużonej walizki. Prezent sprawił mi prawdziwą przyjemność i podczas pandemii COVID uratował z opresji. „Wiedźmin” Sapkowskiego w każdym razie nie był mu straszny. Podobnie jak Katarzyna Bonda i Ken Follet. Szło to niemal taśmowo: bez wizyty w bibliotece, czy Empiku. Skończyłam tom? Załadowałam następny, czytnik zainicjował nową operację, na półkę czytelnika i… buch. Bez szelestu przerzucanych kartek, zapachu papieru, macania okładki. Bez tego tajemniczego „czegoś”, co proces czytania czyniło tak magicznym. Regały, zastawione kolorowymi grzbietami woluminów, zastąpiło Legimi i inne platformy e-bibliotek. Idea jak najbardziej słuszna, która działa, i do której dostęp jest coraz łatwiejszy. Formaty tekstu można obecnie pobrać na komórki, za pośrednictwem szeregu aplikacji, dotykowe ekrany ułatwiają sprawę i wszystko zamknięte w zgrabnej formie Androidów. Nawet już owe nowinki same czytają… Plus dla osób z szeregiem niepełnosprawności, minus dla tych, którym się po prostu nie chce. Myśleć i analizować przecież szeroko rozumiana technologia nas nie nauczy. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Obecnie książka tradycyjna wzbudza we mnie cieplejsze odczucia. Każdego dnia przerabiam z nią wszystkie możliwe pozycje: tradycyjnie grzbietem do dołu, z kartkami zarzuconymi pod okładkę, przed talerzem (zupa czasem chlapnie, a kartki tłuszczu nie lubią, nawet z pomidorówki), na lewym i prawym boku, przed nosem, kiedy tekst zaczyna się już zlewać od nadmiaru spędzanych przed nim godzin, czy finalnie na twarzy, kiedy nos już w lekturę jednak zapikuje. Różnie to bywa. Pisanie, że książka tradycyjna ma duszę, to może truizm, ale coś w tym naprawdę jest. Jej fizyczna forma to łącznik między historią przedstawioną w środku, a czytelnikiem. Dowód na to, że słowo ma moc – nie wrzucone w chmurę, wytatuowane na papierze, trwałe (o ile szanowane). Przyznam się, że czasem zagnę róg, albo położę czytaną właśnie książę grzbietem do góry. Przyznam się jednak również, że czasem sięgnę do e-booka, kiedy przyjaciel podeśle mi kod w prezencie… A czytnik mam przecież taki lekki i elegancki. Idealnie dopasowany do zgięcia dłoni...

Mówią, że rozmiar nie ma znaczenia. W tym temacie jak widać, bywa jednak inaczej. Ciężkie tomiszcze Zimbardo, czy zgrabne etui czytnika? Miękka okładka „Stalkera”, którego można wertować ot tak, czy klikanie przyciskami up-down? Światło z lampki nocnej, czy doświetlony ekran z regulacją jasności oraz barwy? Odpowiedzi tyle, ile czytelników… Osobiście staję pomiędzy, wybierając lepszą alternatywę dla tego, co w danej sytuacji życiowej ma większą zasadność. Żaden ze mnie Herkules i do dźwigania walizek bym już nie wróciła. Wieczorem lubię jednak dotknąć okładki książki i przerzucać jej strony tradycyjnie. Słyszeć jak do mnie szepczą; opowiadają swoją historię, wytłuszczoną ciemnym tuszem. Zaniknąć w niej, zapominając o cyfrowym świecie. W tym uniwersum czytelnika najpiękniejsze jest to, że każdy może wybrać najlepszą wersję dla swojej przygody ze słowem. Chmury de facto wszędzie są takie same: te w wyobraźni, czy na łączach. Sami decydujemy, jaki przybiorą one kształt. Moja jest bardzo wygodna: w wersji książka i Inkbook – kompromisem wypracowanej relacji. Działa. Warto spróbować.

4848 wyświetleń
120 tekstów
7 obserwujących
  • Bianka97

    14 April 2024, 14:38

    Świetny tekst, przeczytałam jednym tchem.
    Osobiście jestem na etapie obrony przed czytnikiem, jest taki "bezduszny". Nie chcę też, aby książki w domowej bibliotece "poczuły", że są odrzucane. Jak biorę je do ręki, to tak się czuję, jakby do mnie przemawiały.
    "Książki mają dusze, dusze tych, którzy je piszą, którzy je czytają i którzy o nich marzą."
    Carlos Ruiz Zafón

    od Agnieszka W., Naja, latarnik
    • Agnieszka W.

      14 April 2024, 18:55

      Dziękuję:) Dobrze to znam... troszkę jak zdrada. Każdy ma prawo wyboru oczywiście.
      Pisząc ten tekst liczyłam na fajną dyskusję i udało się:) Najpierw przewertowałam też GP pod kątem zbieżności tematu z innym, ale nic nie znalazłam. Na szczęście.

  • szpiek

    14 April 2024, 08:14

    U mnie jakoś pół na pół, sentyment do zapachu, papieru
    Ale analogicznie muzyka, to już nieanalogowo: Qobuz/Tidal, choć moda na winyle nie mija

    • Agnieszka W.

      14 April 2024, 08:29

      Musiałam sprawdzić, co to "Qobuz/Tidal". Wiadomo, jakość dźwięku to inna półka, inne zmysły angażuje. Sentyment w temacie książek rozumiem i podzielam

      od szpiek
    • szpiek

      14 April 2024, 09:02

      Z winylami to bardziej skomplikowana sprawa, bo wydawca przeważnie dołącza plakaty i inne dodatki, które niektórzy kolekcjonują, no i magia kręcącej się płyty.
      W dzieciństwie najszczęśliwszym daniem w roku był dzień, w którym rodzice kupowali podręczniki na następny rok szkolny, czekałem na nie tak samo, jak na wakacje 😊

  • Radek Ziemniewicz

    13 April 2024, 23:30

    Bardzo podoba mi się Twój felieton. Jest jak głos rozsądku w zwaśnionej rodzinie. Mimo że stoję po stronie papieru, wiem, że to pewien luksus. Bo dzisiejsza technologia tworzy urządzenia, które nie męczą oczu ani nie emitują światła i są bardzo konfigurowalne. Tak jak opisałaś.

    Pewnie pogodzę się prędzej czy później z czytnikami. Póki co staram się wertować kartki :-)

    • Agnieszka W.

      14 April 2024, 08:00

      Dziękuję:) Długo broniłam się przed czytnikiem, ale ostatecznie zostałam spacyfikowana. Używam naprzemiennie. Jedną książkę czytałam w komórce - męczyłam się, format pdf nie był tak edytowalny jak pozostałe. Średnica ekranu ma znaczenie, a opcje czytnika dają szerokie pole manewru. Warto spróbować:) Choćby po to, żeby wyrobić sobie zdanie.

  • Wilkołak

    13 April 2024, 21:43

    Szybko czytam tylko ze wskaźnikiem (tj. wykałaczką do szaszłyka), a na wielką bibliotekę z papieru nie mam miejsca. 🤔 Czytnik to jedyna opcja.

    • Agnieszka W.

      14 April 2024, 08:02

      Potrafię to zrozumieć. Tak z ciekawości zapytam: Legimi, abonament, czy inne źródełko? Ja korzystałam z zasobów biblioteki miejskiej, ale kody schodziły na pniu i czasem budziłam się dwa dni za późno. Niby czytelnictwo siada, a tu proszę...