Odwiecznie pytanie - samobójstwo jako akt odwagi czy tchórzostwa...?
Myślę, że - jak wszystko - jest to rzecz względna... Zależy od sytuacji, człowieka, okoliczności... Ale skłaniam się do twierdzenia, że zawsze jest to po troszę akt odwagi, bo wymaga podjęcia "ostatecznej" decyzji, a jest to decyzja nieodwracalna i łączy się z pokonaniem strachu przed śmiercią. Nawet jeśli nazwiemy to "ucieczką w śmierć", jest to zawsze ucieczka w nieznane... Czyż do tego nie potrzeba odwagi?
Dlatego podoba mi się Twoja myśl. Gdyby człowiek wiedział, że żyjąc i podejmując decyzję, każda z nich jest tą ostateczną, zmieniającą wszystko... Gdyby miał odwagę tak żyć...
Może ludzie nauczyliby się wtedy żyć odpowiedzialnie.