- Oczywiście, że tak. – odpowiadam. Na początku nic nie wskazywało na to, że wejdziemy w jakieś głębsze relacje. Widywaliśmy się okazyjnie. W zasadzie tylko w obecności Marceliny, a wtedy niewiele ze sobą rozmawialiśmy. Pamiętam jednak, ten dzień kiedy na rozłożonym w ogrodzie kocu siedziałam z kubkiem kawy w ręce i paczką czekoladowych trufli. Obok mnie leżała książka od geografii, którą starałam się czytać. Na drugi dzień mieliśmy mieć sprawdzian, więc niezłomnie starałam się skupić na swoim dokształceniu i zapamiętaniu czegokolwiek. Chinua podeszła do mnie i leniwie opadła obok na kocu, bo przecież księżniczka nie będzie wygniatać trawy, skoro obok jest mięciutkie posłanie. Oparła łepek na moim kolanie i rozpoczęła beztroską drzemkę. Zadzwoniła komórka. Nieznany numer pojawił się na wyświetlaczu. [...]