I chociaż patrzę znów na Ciebie
To tak naprawdę Cię nie widzę
W popiołach czasu już nie grzebię
A ze wszystkiego chętnie szydzę
I patrzę ja na Cię z dystansem
I z chłodem wnikam w Twoje oczy
Odjadę swoim dyliżansem
Nim Noc nas znowu zauroczy
Choć teraz ja jestem z kamienia
I nawet tej czerni uroki...
W mych strunach serca nic nie zmienią
Gdy się przykryło wszystko zmrokiem
Jak już mówiłem, Cię nie widzę
I chyba nie chciałbym zobaczyć
I tym sposobem Cię nie krzywdzę
I sobie mogę chłód wybaczyć
I jestem wolny, gdy bez serca
Wskazuję drogę Ci wśród zła
I drgnienia ciepłe wciąż uśmiercam
I w swej obojętności trwam
Już Ci nie powiem "ślicznaś, pani!"
Już uczuć Twych nie będę chciał
Nie myśmy razem są wybrani
Do walca myśli, tanga ciał
Nie szukaj w śmiechu mym czułości
Lecz po zimne idź podpory
Wyprane niemal z przychylności
Choć nie raniące, jak potwory...
I jest mi dobrze, gdy już żadna
Nie gra dla Ciebie ciepła struna
Pilnował będę, byś nie wpadła
Choć mogłaby Cię porwać Luna...!
Ostatnie zdanie żartobliwie
I niecoż z werwą zabrzmieć miało
Acz znowu wyszło mi zgryźliwie
I ciepła w nim tak jakoś mało
Pamiętaj więc, bardzo Cię proszę
Żeby z odwagą przez świat brnąć
Bo poddawania się nie znoszę
I skłonny jestem jak Wiatr dąć...
Przecież... JA właśnie jestem Wiatrem
Zatem pamiętaj, Ogniu mój!
Blisko trzymajcie się ze Światłem
I przyjdzie przetrwać Wam ten znój!