Znów to samo, nowy dzień się zaczyna,
stoję przed lustrem, w nim smutna mina.
Biorę ciepłą kąpiel, by pobudzić kości,
bo bolą je efekty ciągłej bezsenności.
Idę do szkoły, znów oglądać tych ludzi,
których fałszywość złość we mnie budzi.
Wkładam słuchawki z muzyką na uszy,
licząc że wszystkie ich bzdury zagłuszy.
Na szczęście są tutaj i bratnie dusze,
gotowe by pomóc i zakończyć katusze.
Tak właśnie godziny w szkole mijają,
co za każde me klęski toast wypijają.
Wróciłem do domu, już po obiedzie,
ma głowa przypomina o duchowej biedzie.
Serce zaczyna znów o Niej wspominać,
stanowczo zabrania o miłości zapominać.
Nadchodzi czas snu, kładę się do łóżka,
lecz tutaj mym wrogiem nawet poduszka.
Me oczy ze zmęczenia już się zamykają,
ale Ciebie na widoku wciąż pozostawiają.