Umieram.
Poroniony przez szczęścia boginie
Wciąż pełznę, wije się i gnije
Za cenę życia swoje "ja" spętałem
Choć egzystencji oddać się nie chciałem.
Ginę.
Przepełniony gnijącej ziemi szumem
Co ideały kryję pod obłudnym rumem
Gdzie homo już nie sapiens
A rozsądek to pchły nonsens.
Przeżywam.
Okropne boleści masy eteru
Co chcę przejąć mego życia steru
Oleju kroplę w wodę przemienić
Tak by się jej nie dało odmienić.
Powstaję.
Z prochu starej mej męki
Nie czując lęku ni udręki
Dzięki temu w co wierze
Życie mi siebie nie zabierze.
Żyje!