Drogi M., to, co nazywasz syndromem Adnachiela, stało się najpiękniejszą poezją, od której zdaję się, że nie tylko ja jestem uzależniona;) I choć ja wiem jak wiele czasem Cię to kosztuje, nie zmieniaj tego nigdy. Mam nadzieję, że i moje dziecko wyjdzie z tego trudnego doświadczenia z tym, co najcenniejsze, a czego nikt mu już nie odbierze.
Natalio, dziękuję.
Michał, tam właśnie nosimy najcenniejsze zdjęcia.
Art, tamta dziewczyna mieszka parę kroków stąd ;) A tak serio, to znowu nie o niej, ale to nie wyklucza absolutnie jej istnienia;)
Piotr, miło, że zajrzałeś i coś ujrzałeś, pozdrawiam.
Dziękuję Wam wszystkim za obecność, refleksję i ciepło, którym się ze mną dzielicie. Pozdrawiam serdecznie.
Ty, monotematyczna? Ha! Jak więc nazwiesz to, co się dzieje u mnie? :) Na przestrzeni niemal 7 lat mało się zmieniło, nieprawdaż? :) Ja to nazywam syndromem Adnachiela, czyżby zaraźliwe? :) Ze swojej strony wolałbym nie pogarszać sytuacji ewentualnym wierszem, dotychczas chyba żaden nie posiada walorów niosących pocieszenia, stąd moja obawa, iż ten w cale nie byłby inny. Ale mogę obiecać, co niniejszym czynię, że podejmę próbę :) Biedny malec z Twojego synka. Bardzo jest mi go żal, bo nagły smutek zapanował w izdebce jego dziecięcego serca. A przecież nie tak powinno się dorastać...