utopił się w wielkim stylu niczym słońce zachodzące w morzu w modrych nieba jeziorach pasaż żurawich kluczy rozmarzył się choć od niechcenia niemniej gracji mającym niż damy filigranowa pozytywka wzrokiem odeszłaś choć smutna już nie kołysząc się w biodrach bez taktu rozedrgana od łez niczym oddech w jednej z tych chwil najnamiętniejszych i jak chmury rozmazane są beżem różem i magentą tak twoje oczy zaszły hebanem wraz ze łzami spływającym strasznie dynamicznie przynajmniej tak mi się wydawało wtedy bowiem każda z chwil płynęła najwolniej najleniwsze nawet chmury czy opadające amazonitowe akwarelki z liniejących drzew zdawały się permanentnie zawieszone na gałązkach wiatru coś się złamało pękło jak szkło jak wspomniana dama moje serce które pod przykrywką analizującego dookołnego piękna rozumu raniło uczucie uczucie którego ciepła nie powstydziłby się nawet płomień