Szłam raz sobie po ulicy, Gdzie żebrzą nędznicy. Starałam się nie patrzeć, Na ten głód, pragnienie. Widząc ból i cierpienie, Odwracałam wzrok.
Jak dziecko bałam się śmierci, Wrodzonej przez rodziców Do żebraków niechęci.
I nagle, niechcący, mój wzrok powędrował, W stronę chłopczyka, który za matką się chował. Kobieta ubrana jedynie w starą bluzkę, Kiedy na dworze wiatr podwiewał mi kurtkę.
Nie mogąc się powstrzymać, Podeszłam do nich. Wrzuciłam garść monet do kobiety dłoni. Ona spojrzała na mnie z wdzięcznością, W jej oczach łzy mieszały się z radością.
Jeden mały uśmiech chłopaka, Upewnił mnie, że dobrze robie. Zwykły, malutki uśmiech dzieciaka.
Świetny wiersz! Tyle życia w nim, bólu. Ja tam się nie odwracam od życia, bo w życiu jest poezja i uczucia. Można zobzczyć ją np: wdzucając w proszące ręce monetę. A zdanie:
Kobieta ubrana jedynie w starą bluzkę, Kiedy na dworze wiatr podwiewał mi kurtkę.