Stoją nad pięknym Kolorowym liśćmi potokiem W brudnych dresach W kapturach na głowach Młodzi wcale nie gniewni Tylko piją piwo Palą papierosy Plują w nurt Klną wulgarniej od szewców I nie są chwilą ulotną Są swoją codziennością A nad nimi Madonna Przybita do uschniętej jabłoni Jak to Madonna Z troską pochyla się do nich I ufnie załamuje ręce A ja znowu nie mam Kogo zarazić rewolucją Lub przynajmniej reformacją Ale chociaż tak czasem Się bywa poetą