Patrzę na jesienne liście którymi bawi się na żółto słońce liżące zmarzniętą ziemię i słyszę klarnet flet a do tego skrzypce z lśniących pajęczyn w rosie
Obok jest ruchliwa ulica tonąca w niepamięci
Patrzę na krzew i słyszę flet poprzeczny uwodzi drgający liść w piegi i rude prążki
Na płocie skrzy się pierwszy przymrozek gwiazdami poranka zagląda miastu w oczy i proza męczy go katar