Namalowałabym Ci las. Skąpany w słońcu, podpalany jesienią. Byś mógł podziwiać i kochać się w każdym, pomarszczonym liściu. Doszkicowałabym dwie smutne wierzby, które chyliłyby Twe ramiona ku moim. Pomarańczowej farby dołożę między liście, By namówiły abyś wziął mnie do siebie. Tyle piękna bym Ci dała, całymi wiadrami. Lecz brak mi talentu, cóż, tak bywa czasami.