Mój smak dzieciństwa jest słony. Głuche krzyki kruszące słabe ściany, Fałszywa śmierć wydzierająca z oczu łzy. Ojcowski gniew w powietrzu unosił się mgłą, Ponad nietrzeźwą rozpacz matrzynej duszy. Łzawe jęki tonęły w zgiełku kłótni rodziców, Którzy w swym życiu zbłądzili więcej razy, Niźli ja uśmiechem obdarzyłam świat. Smutek kreślił mi linie na dziecięcych dłoniach, Zamiast uśmiechu na twarzy, grymas zmarczył skórę. Z nikąd pomocy, zwykłgo pocieszenia, Dziecko samo życia nauczyć się musiało. Agresja i obłuda w rodzicielskim domu, Zastąpiły miłość troskliwą z łona matczynego. Dojrzałe teraz jęki, wciąż toną w zgiełku sporów, I nic się nie zmieniło na lepsze i gorsze. Moje życie dalej ma smak słony.