Ballada z przedmieścia
Jego ojciec zbierał złom
żadnej rurce nie przepuścił na śmietniku
z belki wyssał gwóźdź
a także przydała się mu szprycha
Przed wozem koń u dyszla
jak przy poręczy zmęczony człowiek
a on powietrze batem ciął
w marynarce od pieca przypalonej
Szmaty butelki skupuję
krzyczał na całą ulicę
z kamienicy wychodziły dzieci
a i z przymałą kiecą szemrane dziewice
Butelki po winie były najdroższe
choć te po mleku nie takie tanie
towar odbierał posłuszny syn
i w zamian dzieciom dawał lizaki
Taki ojciec to był ktoś
miał wóz i konia
a w kieszeni grosz
każdy G
Grześkowi zazdrościł życia
i podróży przez miasto z przepitym ojcem...
Autor
128 143 wyświetlenia
1427 tekstów
95 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!