Menu
Gildia Pióra na Patronite

Świąteczne postanowienia

PetroBlues

PetroBlues

Był 23 grudnia. Dochodziło południe. Za oknem leniwie sypał śnieg. Osiemdziesięcioletni Antoni siedział w starym, pamiętającym jeszcze rządy Gierka, fotelu. W dłoni ściskał pilot od telewizora. Jego twarz zastygła w głębokim skupieniu. Nie bardzo docierało do niego, co mówi facet, relacjonujący jakieś wydarzenie na szklanym ekranie. Obserwował swoją, o cztery lata młodszą żonę Irenę. Kobieta siedziała obok męża w identycznym fotelu. W jej doświadczonych dłoniach szydełko zadziwiająco sprawnie tańczyło z kolejnymi centymetrami włóczki. W końcu kobieta przerwała ciszę:

- Namyśliłeś się?
- Te twoje pomysły... - odburknął Antoni - mogłaś wymyślać takie rzeczy jak byliśmy młodsi i bardziej energiczni.
- Powiedziałam ci, że ja tak dalej nie mogę. - Burknęła. - Nie odpuszczę. Staruszek tylko odchrząknął. Wstał z fotela i podreptał do okna. W oddali dostrzegł młode małżeństwo bawiące się z kilkuletnim dzieckiem. Lepili bałwana, od czasu do czasu obrzucając się śnieżkami. Z tej odległości tego nie widział, ale był pewien, że na ich twarzach gości szeroki uśmiech. Zatopił się we wspomnieniach. Kiedyś też był małym chłopcem. Pamiętał jakby to było wczoraj, jak jego ojciec ciągnął na sankach jego i jego siostrę Reginę. Śmiali się w niebogłosy. Nagle się ocknął. Wciąż stał przy oknie. Jego rodzice odeszli lata temu. Siostrę pożegnał zeszłej zimy. Zostały mu tylko dzieci. Syn Łukasz i Córka Ania. Oraz żona, która siedziała kilka kroków od niego. Byli razem ponad pięćdziesiąt lat... Po policzku spłynęła mu łza.
- Ale ty z nimi o tym porozmawiasz. Ja nie dam rady. - Powiedział prawie szeptem.
- Dobrze. W końcu to mój pomysł...
Stary zegar na ścianie wybił dwunastą.

***

Punktualnie kwadrans po dwunastej Ania wyszła z pracy. Jej wygląd niczym się nie wyróżniał. Pod grubą kurtką widoczny był biały kołnierzyk. Czarne materiałowe spodnie całkiem nieźle leżały, biorąc pod uwagę, że od dawna już nie specjalnie przejmowała się swoją wagą. Pięćdziesiąte urodziny zbliżają się nieubłaganie. Woli skupić się na ciekawszych rzeczach niż diety i ćwiczenia. Uwielbiała takie dni jak dziś. Nie wiele musiała robić, bo cała firma pracowała już na pół gwizdka, z powodu zbliżającej się przerwy świątecznej. Do tego skończyli dużo wcześniej niż zwykle. Miała już zaplanowany dokładnie każdy dzień wolnego. Może niektóre rzeczy się delikatnie zmienią, ale jedno wie na pewno. Musi się w końcu porządnie wyspać. Wigilię spędzi sama. Nie ma ochoty znów siedzieć z rodzicami i powtarzać jak co roku te same, nudne czynności. Tradycje są w pewnym stopniu ważne, ale te wszystkie archaiczne zabobony są strasznie nudne. Na drugi dzień świąt odwiedzi ją córka. Paulina to mądra, nowoczesna dziewczyna. W tym roku wigilię i pierwszy dzień świąt spędza z chłopakiem i jego rodzicami, ale Ania nie ma z tym żadnego problemu. Cieszy się szczęściem córki. Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek telefonu:
- Cześć mamo, nie bardzo mogę teraz rozmawiać, dopiero co wyszłam z pracy.
- Dobrze, zajmę ci tylko kilka sekund, chcę ci przekazać nowinę. - Głos kobiety brzmiał dość smutno, ale też stanowczo.
- Co się stało? - Ania dała za wygraną. Pewnie znowu zmarł jakiś sąsiad którego nie widziała ćwierć wieku.
- Postanowiliśmy z tatą się rozwieść. Napisałam pozew. Tuż po świętach pójdziemy z tym do adwokata. Nasza decyzja jest nieodwołalna. Nie pokłóciliśmy się. Chcemy rozejść się w zgodzie. Postanowiliśmy, że tak będzie dla nas po prostu lepiej.
Anię zamurowało. Na kilka chwil głos uwiązł jej w gardle.
- Że...ale...COOO?! - Wystękała do telefonu.
- Nie przejmuj się córciu. To nic takiego. Zadzwonię po świętach. Masz teraz na pewno ważniejsze sprawy. Kocham Cię. - Odparła staruszka i rozłączyła się, nim jej córka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Anna stała jak wryta. Płatki śniegu muskały jej policzki. Usta miała szeroko otwarte. Telefon wciąż trzymała przy uchu.

***

Dochodziła trzynasta. Łukasz przed chwilą wyszedł spod prysznica. Zarzucił ręcznik na nagie biodra i stanął przed lustrem.
- Pięćdziesiąt trzy lata na karku, a forma wciąż niczego sobie! - Powiedział wesoło sam do siebie. Były zapaśnik faktycznie prezentował się dobrze. Ciało wykazywało już oznaki przemijających lat, ale sylwetka ozdobiona wyraźnie zarysowanymi mięśniami wciąż mogła robić wrażanie. Nagle ktoś załomotał do drzwi tak, że mężczyzna aż podskoczył.
- Ki czort... - bąknął.
Nieoczekiwanym gościem okazała się Ania. Jego siostra dyszała jak parowóz.
- Przybiegłaś tu? - Zdziwił się niepomiernie. - Przecież Ty nienawidzisz biegać! Nigdy nie dałaś mi się namówić na wspólny jogging.
- Nie...tak...och, daj spokój! - Fuknęła. - Starzy się rozwodzą!
Mężczyzna najpierw zaniemówił, potem chciał coś powiedzieć, ale żadne słowo jakoś nie chciało się zmaterializować w jego ustach. W końcu ryknął potężnym, tubalnym śmiechem.
- Prędzej zostanę zakonnikiem. - Odparł, stając tak, by kobieta mogła wejść do środka. - Na pewno dobrze zrozumiałaś? Nie jestem pewien, czy mama w ogóle zna prawidłowe znaczenie słowa rozwód. - Wciąż nie mógł opanować chichotu.
- Zna. Powiedziała, że po świętach idą do adwokata. - Burknęła. - Ja w tym nie widzę nic zabawnego. - Dodała poirytowana wesołością brata.
Słowa o adwokacie sprawiły, że uśmiech na twarzy Łukasza jednak nieco przygasł. Dłuższą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Mężczyzna w końcu zaczął spacerować po pokoju.
- Przecież to bez sensu. Oni całe życie są razem. To staruszkowie. Po co im to? - W jego głosie czuć było nutę zażenowania.
- Nie wiem, ale mam pomysł jak się dowiedzieć. - Odparła stanowczo Ania.
- Jaki? - Były sportowiec spojrzał na siostrę pytająco. Kobieta lekko się uśmiechnęła.
- Jedziemy na święta do rodziców.
Mężczyzna najpierw wpatrywał się w siostrę nieco zaskoczony, po chwili jednak zaczął nerwowo się wymawiać:
- Nie...nic z tego! Ania, jestem umówiony ze znajomymi na pasterkę, no dobra, nie taką w kościele, ale...no sama rozumiesz. A Ty chyba byłaś umówiona z Pauliną. Chcesz wystawić własną córkę? To niedorzeczne...
- Paulina będzie u mnie dopiero na drugi dzień świąt. Zdążę wrócić. - Kobieta nie zamierzała ustąpić. - A Ty chlasz w wigilijną noc od kilku ładnych lat. Raz możesz sobie odpuścić. No i Ciebie nikt nie odwiedza, no chyba, że ja wpadnę. Zawody i medale zawsze były dla Ciebie ważniejsze niż rodzina. Ja z resztą nie byłam wiele lepsza. No, ale to temat na inną rozmowę. Widzimy się jutro w Sawitczyźnie.
Mężczyzna długo jeszcze patrzył w osłupieniu na drzwi swojego mieszkania, które zamknęły się z hukiem za jego wychodzącą siostrą.
- No to klops. - Szepnął.

***

Dochodziła dziewiąta rano. Łukasz spakował najpotrzebniejsze rzeczy do czarnej torby. Przeszedł się jeszcze po mieszkaniu, a gdy upewnił się, że niczego nie zapomniał, wziął klucze od auta i wyszedł. Jego samochód czekał na parkingu pod blokiem. Chwilę zajęło mu odśnieżanie, ale nie było tragedii. Śnieg był sypki, a szyby nie zamarzły, więc po kilku minutach siedział już za kierownicą. Przed nim prawie dwie godziny drogi. Jakoś wytłumaczył znajomym, że tym razem muszą spędzić "pasterkę" bez niego. Ku jego zdziwieniu, pomijając standardowe "oj, jaka szkoda, odezwij się jak wrócisz." jakoś nie za bardzo się przejęli. Wizja dwóch dni u rodziców była dla niego mało zachęcająca. Zwykle jeśli się już tam pojawiał, to w sobotę rano, by tego samego dnia wieczorem się ulotnić. Większość swojego czasu poświęcał szkoląc w sztuce zapaśniczej młodych zdolnych chłopaków. Dwóch, czy trzech miało nawet duży potencjał. Sam też starał się nie zaniedbywać, choć treningi typowe dla jego dawnej dyscypliny już dawno sobie odpuścił. Lubił jednak spędzać wolny czas na siłowni, lub biegając po parku. Sawitczyzna jednoznacznie kojarzyła mu się z nudą. W końcu, między drzewami wyłonił się domek, obity brązową szalówką z półbala. Niewielkie podwórko ogrodzone było drewnianym, wyraźnie nadgryzionym przez ząb czasu płotem. Na drugim końcu stała wciąż ta sama, co kilkadziesiąt lat temu stodoła. W końcu mężczyzna stanął na progu rodzinnego domu. Ania była na miejscu przed nim. Musnęła go tylko w policzek na powitanie i poszła postawić czajnik na herbatę. Rodzice byli dużo bardziej wylewni, ojciec uścisnął go z szerokim uśmiechem na twarzy, a mama do tego wycałowała go ze wszystkich stron. Zzuł buty i usiadł przy stole. Ojciec po chwili dosiadł się do niego i zaczął wypytywać o różne rzeczy, a Łukasz odpowiadał krótko, czasem wymijająco, ale życzliwie. Jego uwagę przykuł fakt, że na dłoniach rodziców nie było obrączek, których do tej pory nie zdejmowali w zasadzie nigdy. Ania z Mamą szykowały już pierwsze potrawy na kolację. Zapach czerwonego barszczu mieszał się z wonią smażonej ryby. Mężczyźni wyszli na chwilę z domu, by po kilku minutach wrócić ze średniej wielkości, pachnącym przyjemnie świerkiem. Łukasz ustawił drzewko w tym samym kącie, w którym zawsze stało przed laty. W międzyczasie staruszek przyniósł karton z ozdobami i bombkami. Razem zajęli się ubieraniem choinki. Nawet nie zauważyli kiedy stary, naścienny zegar wybił szesnastą. Kwadrans później dwanaście potraw stało już na stole. W między czasie Antoni umieścił pod białym obrusem pokaźną garść siana. Irena na środku stołu postawiła świecę ze świątecznym motywem, a tuż obok położyła kopertę z opłatkiem. Gdy wszyscy byli gotowi staruszka odczytała fragment ewangelii o narodzeniu Jezusa, po czym zmówili krótką modlitwę.
- Bodaj my za rok wszyscy doczekali! - Zakończył religijny obrządek senior rodziny.
Dzielenie się opłatkiem, pośród składanych życzeń, zajęło dobrych kilkanaście minut. Staruszkowie mówili oczywiście dużo więcej, dłużej i wylewniej niż ich dzieci. Ania i Łukasz starali się jednak dotrzymać im kroku. W końcu w dobrych humorach cała czwórka zasiadła do stołu. Początkowo jedli w ciszy, ale dość szybko zawiązała się rozmowa. Ania opowiadała o Paulinie i jej niedawnej obronie pracy magisterskiej. Łukasz zachwalał jednego ze swoich zawodników i zapewniał, że chłopaka za kilka lat będzie stać na medale ważnych imprez. Gdy minęło jakieś pół godziny, rodzeństwo zgodnie szykowało się do zakończenia posiłku. Antoni jednak tradycyjnie namawiał raz jedno, raz drugie, by zjedli jeszcze choć kawałek rybki. W końcu wstali od stołu. Senior zgasił świecę, a jego żona zajęła się sprzątaniem pustych talerzy i reszty potraw. Córka ruszyła jej z pomocą. Łukasz również chciał się przyłączyć, ale ojciec chwycił go za ramię. Mężczyzna odwrócił się i zobaczył, że uśmiechnięty staruszek trzyma w ręku opłatek, który pozostał jeszcze w kopercie. W lot zrozumiał o co chodzi. Kilka minut później byli już w stodole.
- Nadal tutaj? - Mruknął zapaśnik.
- W środku mu cieplej niż na zewnątrz. - Odparł pogodnie ojciec.
Gdy dotarli do końca budynku, ich oczom ukazała się stara, słusznych rozmiarów buda. Stała w samym rogu pomieszczenia. Dach i zewnętrzną ścianę miała szczelnie okryte słomą. Gdy się zbliżyli, ze środka powoli wychylił się duży czarny pies. Jego sierść kręciła się w loki. Gdzieniegdzie już pojawiły się plamki siwizny. Gdy zobaczył swojego kochanego gospodarza, wyraźnie się ożywił. Nie był już w stanie skakać, ani wariować ze szczęścia jak dawniej, ale jego wesołe oczy i dziko rozmerdany ogon, zdradzały duże podekscytowanie.
- Niech zgadnę. Azor? - Łukasza rozbawił widok zwierzaka.
- Jak zawsze synek, jak zawsze. - Zachichotał staruszek, po czym postawił stary garnek, pełny jedzenia przed nosem pupila. W misce z wodą rozmoczył opłatek. - Wesołych świąt piesku. - Powiedział pogodnie i podrapał zwierzaka pod szyją.
- Kurczę, już nie pamiętam kiedy ostatnio to zrobiliśmy, trochę już było tych Azorów... - Sportowiec uśmiechnął się do swoich wspomnień. - Pozwolimy mu dziś spać w domu? No wiesz, w przedsionku?
- Zostawimy uchylone drzwi stodoły, to sam za nami pójdzie. Przecież wiesz. - Mruknął Antoni.
Odwrócili się i ruszyli w stronę wyjścia, ale zdążyli zrobić ledwie kilka kroków, gdy Łukasz zatrzymał ojca, chwytając go delikatnie za dłoń.
- O co chodzi z tobą i mamą? Po tylu latach...w tym wieku...po co wam to potrzebne?
Antoni dłuższą chwilę milczał, wpatrując się w syna. Na jego twarzy odmalowało się lekkie zażenowanie. Wyraźnie nad czymś się zastanawiał. W końcu jednak się przełamał i odpowiedział:
- Ja tam czuję się młodzieńcem, mama jeszcze też jest niczego sobie, sami ze sobą już się trochę nudzimy. - Szeroko się uśmiechnął. - W naszym wieku człowiek docenia każdy nowy dzień. - Dodał nieco od czapy.
- Zgrywasz się ze mnie... - Burknął syn.
Dalsza rozmowa spełzła na inne, bardziej beztroskie tematy. Podreptali w stronę do domu. Stary czarny pies człapał wesoło kilka metrów za nimi.

***

Gdy wrócili, na stole leżał już tylko nagi, biały obrus. Kilka wypukłości zdradzało obecność siana ukrytego pod nim. Irena z Anią siedziały przed telewizorem, głośno rozmawiając. Leciał często powtarzany w święta film, o znanym, bogatym lekarzu, który stracił pamięć w wypadku. Później, nie mogąc przypomnieć sobie kim jest, zaczął leczyć ludzi jako prosty zielarz, gdzieś głęboko na wsi.
- Znowu to? - Marudził Łukasz, ale dosiadł się razem z ojcem do kobiet. Śmiali się, rozmawiali i od czasu do czasu komentowali film. Wieczór zleciał jak z bicza strzelił. Rodzeństwo przed północą postanowiło wybrać się na pasterkę, do małego miasteczka położonego około dziesięć kilometrów od ich rodzinnego domu. Przy okazji będą mogli pogadać w cztery oczy, bo rodzice postanowili pojechać na mszę poranną. Nie mieli już zdrowia na nocną wizytę w kościele, wypchanym ludźmi po brzegi.
- Gadałeś z ojcem? - Ania pierwsza podjęła temat, gdy wsiadali do samochodu już po mszy.
- Próbowałem - westchnął. - Zaciągnął mnie do stodoły. No wiesz, nakarmić Azora i dać mu opłatek. Nie wiele powiedział. Chyba naprawdę chcą to zrobić. Nie mieści mi się to we łbie...
- Mama powiedziała mi, że to najlepsza decyzja jaką mogli podjąć na tym etapie ich życia. - Kobieta załamała ręce. - Oni naprawdę powariowali.
Gdy wrócili do domu, dochodziła druga w nocy. Zrobili sobie po małym drinku. Siedzieli jeszcze dobre pół godziny, rozmawiając półszeptem. W końcu udali się do łóżka. Jedno i drugie przed snem myślało o tym samym. Ich rodzice spali w oddzielnych łóżkach.

***

Rodzeństwo obudziło się późnym rankiem. Rodzice krzątali się już dłuższy czas, o czym świadczyło przygotowane śniadanie, herbata i stosik kilku różnych ciast pokrojonych na talerzu. Łukasz ziewnął przeraźliwie. Ania usiadła przy stole zakładając nogę na nogę. Na stopach miała puchate papucie.
- Kurczę, dawno tak dobrze nie spałem - zdziwił się emerytowany zapaśnik.
- Ja też - mruknęła jego siostra.
Pierwszy dzień świąt spędzili, jak to zwykle bywa, leniwie. Wczesnym popołudniem udali się na krótki spacer po okolicy. Za nimi powoli człapał stary Azor. Poza tym głównie rozmawiali i obżerali się ciastem. Od czasu do czasu zerkali kątem oka na jakiś świąteczny program, czy film w telewizji. Wieczorem Ani przyszła do głowy pewna myśl:
- Zostajemy do jutra?
- Mówisz serio? - Łukasz był wyraźnie zaskoczony. - A Paulinka? Nie miałaś się z nią jutro spotkać?
- Pogadam z nią - odparła. - W sumie od rodziców jej chłopaka mają tutaj nie wiele dalej niż do mnie.
Mężczyzna nic nie odpowiedział. W sumie to nie był taki zły pomysł. Trening ma dopiero za dwa dni. Zdąży. Poza tym świąteczne lenistwo w rodzinnym domu nawet mu się spodobało. Wiele lat minęło odkąd ostatnio tu spędzał święta.
Drugi dzień świąt zaczął się podobnie jak poprzedni z tym, że przed południem zjawiła się Paulina. Dziadkowie bardzo ucieszyli się z wizyty wnuczki. Jej chłopaka powitali równie radośnie. Gwar rozmów wypełnił dom. Ogólnej wesołości nie było końca. Wieczór zastał ich szybciej niż się spodziewali. Ania, Łukasz i Paulina z ukochanym musieli powoli zbierać się do odjazdu. Były sportowiec i jego siostra poszli spakować rzeczy. Dwa kwadranse później byli gotowi do odjazdu. Gdy jednak nadszedł czas pożegnań Irena poprosiła dzieci na słowo do drugiego pokoju:
- Rozmawiałam dziś rano z tatą. Gdy jeszcze spaliście. Pomyśleliśmy, że może jeszcze się nad tym rozwodem zastanowimy, w końcu jesteśmy starzy i... - ale nie dokończyła, bo Ania rzuciła jej się na szyję.
- Co wyście wymyślili? Jakbyście mogli żyć bez siebie po tylu latach? - Mówiła córka do Ireny ze łzami w oczach. - Ja wiem, że bywało różnie. Jak to w życiu. Ale wiem też, że zawsze się kochaliście. Ja i Witold...no my nie byliśmy dla siebie. Jedyne co dobre z tego związku to fakt, że urodziłam Paulinkę...ale ty i tata...wy jesteście inni. Łukasz nic nie powiedział. Jego oczy również wypełniły łzy. Ani on ani jego siostra nie mieli ochoty wyjeżdżać.

***

Staruszkowie pożegnali wylewnie dzieci i wnuki, po czym zasiedli w swoich starych fotelach. Ich dłonie ozdabiały obrączki, które założyli tuż po tym, jak zostali sami. Antoni wziął do ręki pilot, ale nie włączał telewizora. Obserwował żonę. Irena wzięła szydełko, włóczkę i zaczęła dziergać kolejny szalik.
- Ty i te Twoje pomysły... - mruknął staruszek.
- Zadziałało. - Kobieta szeroko się uśmiechała.
- Jestem ciekaw co wymyślisz, żeby przyjechali na Wielkanoc?
- Nic Tosiu. - Staruszka miała wyraz twarzy najszczęśliwszej osoby na świecie. - Teraz już sami przyjadą.
Zza drzwi prowadzących do sieni dobiegł dźwięk drapania i leniwe szczeknięcie. Stary czarny pies przypominał, że dziś jeszcze nie dostał nic do jedzenia.

Zainspirowane starym dowcipem i życiem pewnego rodzeństwa...

48 155 wyświetleń
592 teksty
92 obserwujących
  • Radek Ziemniewicz

    29 January 2024, 10:24

    Wciągająca historia, dobrze poprowadzona! :-)

  • maba.1

    29 January 2024, 10:18

    Dobrze się czyta. A pomysł... chyba do skopiowania... och, życie!

  • Irracja

    29 January 2024, 07:11

    ... znam wiele historii, które powinny dawno inaczej się zakończyć...