Wszystkie te dni, skąpane w biegu i niedoceneniu. Filiżanki, kubki, kubły kawy. Soniczne szczoteczki do zębów. Przylepione krople deszczu do szyby. Piąta trzydzieści, szósta trzydzieści. Jesteśmy w ciągłym ruchu, jak chomiki w kuli. Jesteśmy chomikami w ołówkowych spódnicach, koszulach i spodniach wyprasowanych w kant. Pochłonięci w prostokątne więzienia, pełne w pozornie satysfakcjonujące obrazy. Presja, by mieć dobre wyniki. Dobrą pracę. Dobry samochód. Dobre mieszkanie. Presja czasu. Lekcje francuskiego. Płatki śniegu na włosach. Wielkie białe talerze. Szerokie białe ściany. Minimalizm. Perfekcjonizm. Wszystko wydaje się takie nierealne. Świat w którym żyjemy to złudzenie. Iluzja, do której musimy wracać każdego poranka. I nagle pojawiasz się Ty. Niesamowicie prawdziwy w tak nieprawdziwej rzeczywistości. I sprawiasz, że wszystko inne kompletnie nie ma większego znaczenia.
Dobrze, że myśl przez Ciebie opisana, zaistniała. Większość z nas wie, chociaż nie do końca rozumie skalę zjawiska, w jakich czasach żyjemy. Tego typu pisanie, przypominanie, uświadamia, że postrzegamy świat w formie rozmazanych obrazów. To próby wypatrywania szczęścia, spokoju, miłości i bezpieczeństwa z pędzącego samochodu. Rozmazane wizje wartości, których nikt nie rozumie. A jednak wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, wciąż goni wiatr. Pozdrawiam.