Stojąc twarzą do okna, trzymała w ręku kubek z zimną już kawą. Z rękoma skrzyżowanymi na piersi, patrzyła na usypiające powoli miasto. Gdy drzwi od mieszkania otworzyły się z hukiem, nawet nie drgnęła.
Zaczął chodzić po mieszkaniu, zbierając swoje rzeczy do walizki, opowiadając przy tym w ogóle nie pytany, co u niego. Zamknęła oczy, nie odwracając, wzięła głęboki oddech i wypuszczając powoli powietrze, uśmiechnęła się do siebie. Zasunął walizkę i wypowiadając suche "dobranoc" wyszedł z mieszkania. Wzięła łyk kawy, który podziałał na nią niczym łyk napoju energetycznego. Odwróciła się szybko, cisnąc kubkiem w ścianę. Zaczęła przeraźliwie krzyczeć, tłuc, łamać, psuć, rzucać wszystko co miała pod ręką. Ze zmęczenia upadła na podłogę, obok kawałków roztłuczonego wazonu. Powoli jej poziom nerwów opadał. Wstała, popatrzyła na mieszkanie i pomyślała: "I tak nie jest źle. Ostatnio musiałam kupić nową zastawę i nowe lustro. Dziś muszę kupić tylko nowy wazon i już szósty ulubiony kubek." Poprawiła makijaż, ubrała krótką spódniczkę i szpilki, po czym złapała torebkę i wyszła do pracy. Przecież dzisiaj trzecia zmiana. Co raz częściej przeistaczała się w nieograniczone tornado. Co raz częściej miała swój osobisty koniec świata..
* Chyba to nie miejsce na takie "opowiadania" , więc z góry przepraszam.