Przyjdzie dzień w którym udusisz się własnym kłamstwem. Poczujesz duszność wywołaną uczciwością drugiej osoby, której zafundowałeś pasmo kłamstw wymierzanych prosto w oczy.
Człowiek uczy się na własnych błędach, a ich konsekwencje ciągną się za nami całe życie. Często pomimo chęci, czy wewnętrznego żalu za grzechy nie mam sposobności na zadośćuczynić wyrządzonych szkód. Niestety takich sytuacji jest mnóstwo bez sensownego i zadowalającego wyjścia... Skrzywdzonych ludzi bez liku, ale kto mieczem wojuje od miecza ginie i być może zobrazowany fakt - przykład osoby duszącej się krzywdami, które popełniła będzie przestrogą dla innych i prognozą na lepsze, prawdziwe ( z powodu braku kłamstwa ) jutro, które można uznać za zadośćuczynienie, jeśli się nie wymaga personalnego zadowolenia, ciesząc się wynikającym dobrem ogółu.
... o śmierci to raczej nie... ale wystarczy wyjechać... no i co to za zadośćuczynienie, gdy po latach dowiem się że ktoś pokutuje... często jego pokuta jest też pokuta osób postronnych...
Satysfakcję, że być może dzięki Twojemu cierpieniu, osoba ta zmieni swoje postępowanie. O dosłownej śmierci raczej nie ma tu mowy, więc jest szansa na odpokutowanie - kłamcy i rekonwalescencję - zranionego/nej.