na przydrożnym krzyżu powiesiłeś skrzydła niech schną mokre od łez niepotrzebnych nikomu ty - z sercem za dużym by kochać odwracasz się i mówisz że Boga nie ma
a On krok przed tobą stawia ludzi na twojej drodze...
Tak długo szukałam słów miłości nie znalazłam, przez palce przelewa się strach, cierpienie płynie w każdej z żył i czasem się modlę o mały cud żeby nad głową powiał wiatr o zapachu białych skrzydeł
może jutro, jeśli na mnie patrzysz, opowiesz mi jak to jest być kochanym człowiekiem Boże
*** jak znam życie, skrzydła suche, a może dopięte nowe cha cha :-) I stworzenie Boże po właściwej stronie nieba!!!! :-)
Buziaki kochana i przypominam się, że za parę dni mija 3 lata od naszej ostatniej randki :-)
Były czasy, że też tak mówiłem, czułem wtedy, że gaśnie to moje, Jego światło i serce się kurczy. Chciałem być jak najdalej od wszystkich, i leczyć swoje rany. Złość i gniew mogą do cna wyniszczyć co jeszcze dobrego zostało. Dopóki nie przyjdzie skądś zrozumienie i przyzwolenie na ból, i pomoc. Dla mnie ratunkiem była i jest zawsze moja ukochana córka.
Dawno u poetki nie pisałem, ale zapewniam, że czytam, i pozdrawiam gorąco.