Bo co, małżeństwo to takie hopsiup, bo się kochamy i to nam wystarczy? Jakoś to będzie? Damy radę? Taki jeden wkładać to włoży zawsze, ale niekoniecznie do garnka. W garnitur wskoczy, w noc poślubną rozwalicie łóżko, umywalkę, ścianę, żyrandol ale potem hooo hooo, coś się psuje, już nie jest tak jak dawniej? Nie wychodzi nam? Okazuje się, że miłość nie wystarcza? Że nie "przetrwa wszystkiego"? Jeśli facet mówi, że nie jest gotowy na ślub, to niezależnie od jego powodów, być może ocala ci życie, a przynajmniej znaczną jego część. Pomijając, że i kobieta musi być w cholerę gotowa na małżeństwo, wiesz, codzienność ma barwę zużytej pieluchy.