Czasem niezdrowe relacje pozbawiają nas siły i odwagi, okłamujemy ludzi tkwiących w złych nawykach, aby ich nie rozzłościć, nie budzić innych demonów, gdy po cichu, na palcach zmieniamy się na lepsze, wypierając przed nimi siebie, naszego życia, udając wrogość do bliskiego naszemu sercu, zapewniając, że nie traktujemy tego poważnie, jakby zrozumienie stanowiło obrazę dla 'śpiących'. Opuszczamy "zły dom" jakby mimochodem. Oczywiście istnieje wciąż wiele miejsc na świecie, gdzie za próbę zmiany, uwolnienia, stania się niezależnym człowiekiem, (zwłaszcza kobietom) grożą poniżające, surowe kary, nawet śmierci. Jednak nie zawsze pamiętamy o tym, że (pomijając wyjątki) w wolnym społeczeństwie nie trzeba kłamać, by pójść własną drogą, że nic nam nie grozi, poza, paradoksalnie, poczuciem wygody, oraz własnym lękiem.
Najłatwiej odciąć się prawdą, tylko i wyłącznie. Po co kłamać i kłamstwem brnąć w coś, co niszczy? Prawda może zaboli i będzie boleć długo, ale... uwolni :))