Gdy siadam wieczorem na parapecie z porcelanową filiżanką herbaty w ręku, nie myślę o tym co robisz, nie zamartwiam się czy ci się układa, nie patrzę w gwiazdy, nie wpatruję się w spadające płatki śniegu, czy nie patrzę jak powoli usypia miasto. Nie.. Ja po prostu zapalam papierosa, zamykam oczy i powoli wypuszczam dym z moich płuc. Bardzo nie lubisz jak pale.. Po chwili moje usta przechodzą w szyderczy uśmieszek, a moja lewa brew unosi się lekko ku górze. Sięgam po następnego papierosa i z triumfalnym uśmiechem rozkoszuje się dymem. Tak.. to ta moja ciągła chęć robienia tobie na złość..
A ja za to widząc Go smieje się ; ) Lubił gdy sie smiałam, ale nigdy nie rozumiał naszego poczucia humoru :\ i denerwowało Go to. I wiem, ze robię mu bardziej na zlosc, niż On mi wymyslonymi opisami :)