Czuła się jak motyl, który po srogiej zimie w końcu usiadł na kielichu stubarwnego kwiatu. Jak trawa, która ponownie wyrosła, by poczuć dotyk wiatru. Jak niebo, które czekało na miliony gwiazd.. Znów siedziała blisko niego.. Czuła obecność tego ramienia, na którym tak bardzo chciałaby się kiedyś oprzeć.. Długo nie mogła podziwiać rysów tej twarzy.. Teraz robiła to bardzo intensywnie, kawałek po kawałku, starając się nie pominąć żadnego fragmentu.. Jej wzrok, jak złodziej zdawał się kraść każdy centymetr piękna.. Jego oczy... jak mogła wcześniej nie wiedzieć o ich istnieniu? O istnieniu błękitu, w którym ujrzała miłość..