Cały mój sens istnienia to nadzieja, nadzieja że nie przestanę nigdy kochać, zawsze będę marzyć i wciąż będę się śmiała.
Z perspektywy czasu ta cała nadzieja zaczyna powoli gasnąć, bo szczęście nie okazało się wieczne, marzenia nie zawsze się spełniają, a miłość mimo, że moja nigdy nie gaśnie, innym zaczyna przeszkadzać. Nie chcę nikogo skrzywdzić, ale prawdziwe życie zaczyna mi doskwierać i już nie potrafię milczeć jak kiedyś, już nie potrafię krzyczeć i walczyć o swoje. Nagle przestałam wierzyć w nieskończoność tego świata.
Gdy człowiek czuje się zagubiony, traci nadzieję, jego każdy ruch wydaje się bezsensowny. Jeśli jednak kochasz swój świat to jego nieskończoność będzie trwać dopóki nie zwątpisz.