Menu
Gildia Pióra na Patronite

1. Jaźń emocjonalna, jaźń racjonalna

Sage-Mode

Sage-Mode

1. Umysł racjonalny a umysł emocjonalny

Książki Greena charakteryzuje to, że sporo w nich przykładów z historii. Nie brakuje ich również tutaj. W "Prawach ludzkiej natury" co rusz przed Czytelnikiem pojawia się jakieś wydarzenie lub postać, które stanowią wyraźne tło dla tezy, czy myśli, którą autor pragnie przekazać w każdym rozdziale. Pierwszy dotyczy kwestii tak oczywistych, a jednocześnie kwestii, które ocierają się o enigmę ludzkiego życia - umysłu racjonalnego oraz umysłu emocjonalnego. Dlaczego te dwa aspekty dostajemy na dzień dobry? Z prostej przyczyny, jak sam autor mówi, nam - ludziom, zależy na tym, by mieć lub przynajmniej czuć kontrolę nad swoim życiem. I jest w tym pewna prawda. Każdy chce czuć, że kontroluje własne życie. Tym bardziej każdy człowiek w ten, czy inny sposób chce posiadać realny wpływ i mieć kontrolę nad swoim życiem.

1. Refleksja czytelnicza:

Przy okazji chęci posiadania kontroli pierwsze, co u mnie wysuwa się na plan w formie refleksji, są wspomnienia, które dotyczą mojego alkoholowego okresu. W zasadzie wszystkie, ówczesne mechanizmy były dość charakterystyczne dla osób, które mają problemy z nadużywaniem alkoholu, czy popadają w nałóg. Pierwszym problemem jest poczucie utraty kontroli nad własnym życiem, ale też zachowaniem. Kontrola w obrębie zachowania dotyczy przede wszystkim sięgania po alkohol o różnej porze i przy różnego typu okazjach. Z jednej strony człowiek zdaje sobie sprawę, że traci nad samym sobą kontrolę, że jego żywot stał się mniej lub bardziej zdominowany przez alkohol, z drugiej natomiast pragnie mieć złudne poczucie, iż to wszystko kontroluje. Dlatego stosuje różne myślowe, tricki. Jednym z nich jest metoda „nie jest ze mną tak źle”. Oznacza to, że człowiek szuka takich, pozytywnych aspektów swojego życia, które dają mu poczucie, że problem nie jest tak rozległy, jak mu się wydaje. Są to wymówki typu: przecież pracuję, ogarniam dom, zarabiam, daję sobie radę, jest w porządku. Albo rzeczy typu: nie wracam na czworaka do domu, nie piję pod sklepem, nie sępie o alkohol, zawsze jestem schludny, czysty i kulturalny. Nigdy nie idę do sklepu pijany, a przynajmniej nie tak pijany, by nie sprzedano mi alkoholu. Jeszcze mam nad tym kontrolę, a by to poczucie kontroli choć na chwilę odczuć, człowiek stosuje tzw. picie kontrolowane, czyli wypija określoną ilość alkoholu, by udowodnić sobie, że to on kontroluje alkohol, nie alkohol człowieka. Oczywiście wszystko kręci się wokół alkoholu. A człowiek często oszukuje siebie, mówiąc sobie, że wypije tylko jedną setkę, a następnie idzie po kolejną i kolejną, by kupić dwusetkę, a finalnie połówkę i nie dość, że traci na tym pieniądze, to też traci szacunek do własnej osoby. Traci pewność siebie, którą częściowo buduje się poprzez samokontrolę. Traci poczucie wartości, bo czuje się bezradny i zagubiony, co powoduje stres i frustrację, a te łagodził w pewnym momencie poprzez alkohol, dlatego znowu sięga po alkohol. W ten sposób błędne koło się zamyka, a człowiek żyje w emocjonalnych chaosie, stłamszeniu, w osłabionej relacji z samym sobą. Dlatego warto już teraz powiedzieć, iż wcale nie chodzi o to, by kierować się racjonalnym umysłem w tym sensie, że ignoruje się zupełnie emocje oraz ich obecność, istotnym jest akceptacja tych emocji, ponieważ stanowią po prostu naturalny element życia, szczególnie akceptacja tych trudnych, niewygodnych emocji, które powodują dyskomfort, by możliwym było znalezienie ich źródła – ponieważ lokalizacja źródła emocji pozwala na racjonalizację, dostrzeżenie ciągu przyczynowo-skutkowego, a tym samym poszerza samoświadomość człowieka. Finalnie, co zresztą jest w książce napisane, nie jest możliwe, by zmienić własną naturę, możliwym jest, by własną naturę opanować, do mistrzostwa w domyśle.

2. Refleksja czytelnicza:

Przy okazji myśli na temat kontroli nad własnym życiem, sam po sobie wiem, że niejednokrotnie ingerencja osób trzecich w nasze życie powodu irytację. Wiadomo, że na każdym kroku spotkać można osoby, które chętnie sypią złotymi radami, są znawcami każdego tematu lub, z racji wieku, one już wszystko wiedzą, a ich wiedza sprowadza się do bezpodstawnej krytyki. Obecność takich osób warto w życiu ograniczyć do minimum, ponieważ nic konstruktywnego z obcowania z nimi nie sposób wyciągnąć. Jakkolwiek niejednokrotnie są osoby z którymi trzeba się dogadywać, do których mniej lub bardziej trzeba się dostosować, jak również czasem należy naginać własne zasady w imię utrzymania relacji. Myślę o tym w kontekście własnego związku, który przypadał na sporą część dotychczasowego, dorosłego życia, a który to wprowadził w moje życie szereg odczuć, które dotychczas były mi obce. W dużej mierze dlatego, iż od wielu lat samodzielnie podejmowałem decyzję, z konsekwencjami których następnie żyłem. Były to jednak moje decyzje, zatem nawet błędne, stanowiły rodzaj lekcji.

W relacji jednak dochodzi do wielu odczuć i emocji, co zresztą jest naturalne. Z jednej strony człowiek stawia dobro własne, z drugiej dobro relacji, z trzeciej dobro drugiego człowieka. Możliwe, iż zaczyna człowiek żonglować tymi dobrami, balansować pomiędzy nimi. Do głosu dochodzi wiele emocji i tym ważniejsza zdaje się, wspominana w książce jaźń racjonalna, jak również świadomość obecności jaźni emocjonalnej oraz powodów, dla których ta dochodzi do głosu. Nie oznacza to przecież, że tak samo, jak nie należy uginać się emocjom, nie należy także nie brać ich pod uwagę. W końcu emocje i odczucia to ważna informacja dla nas, jako człowieka. Sam, dwukrotnie w wyniku podjętych przeze mnie decyzji, niemalże całkowicie rozpoczynałem „nowe życie”, a jednak za każdym razem powracałem do tego, co mi bliskie i co dla mnie jest ważne. Pierwszy raz, gdy zrezygnowałem z pracy mając 22 lata, poświęciłem się znowu własnym zajawkom i sztuce. I z ogromnym sentymentem wspominam tamten okres, ponieważ był bogaty w doświadczenia i progres. Następnie, w wieku 25 lat, gdy byłem już zaręczony, ponownie porzuciłem dotychczasową pracę, z którą i tak nie wiązałem przyszłości. Moja decyzja była wynikiem emocji, nie oznacza to, że była emocjonalna. Opierała się na kalkulacji i logice. Świadomy tego, że związek małżeński wymaga pewnej stabilizacji, sam od siebie wymagałem stabilizacji życiowej, co oznacza robić rzeczy jak najbardziej dla mnie istotne i wartościowe. Może to idealistyczne podejście. Z drugiej strony niejednokrotnie spotyka się ludzi, którzy swoje niespełnienie i niezadowolenie projektują na własne dzieci i na tych dzieciach spoczywa następnie niespełniona ambicja rodzica lub rodziców. Chciałem tego uniknąć, zatem, by zadbać o własne zdrowie i schludność emocjonalną, musiałem podjąć nie tylko decyzje, ale również życiowe działania, które miały na celu budowę stabilnej sytuacji finansowej i zawodowej.

I tutaj właśnie pojawiły się osoby trzecie, które sabotażowały moje starania poprzez szyderstwo, ciągłą krytykę, brak wsparcia. Były to osoby z mojego otoczenia z którymi nie byłem spokrewniony, a które jednak do swojego życia przyjąłem. I tutaj właśnie nasuwa mi refleksja, iż należy starannie dobierać osoby do swojego otoczenia, ponieważ mogą one skutecznie podcinać skrzydła. Szczególnie, jeśli osoby te mogą mieć wpływ na podejmowane decyzje, czy działania. Tym bardziej, iż ja opierałem swoje koncepcje na praktyce, inni natomiast uprawiali krytykę dla krytyki. Dlatego chęć posiadania kontroli nad własnym życiem wymaga pracy nad tym życiem i starannego doboru znajomych. W innym przypadku człowiek musi się nieustannie naginać, dostosowywać, próbować robić coś okrężną drogą, a finalnie dotyka go frustracja i niezadowolenie, ponieważ robi coś połowicznie, próbuje łatać dziury, stosuje produkty zamienne o niższej jakości i musi się wysilać dwa razy bardziej, by zbudować życie, jakie go interesuje. Bo przecież o to właśnie chodzi, aby zbudować życie, jakie człowieka faktycznie interesuje, nie natomiast żyć biernie, pod dyktando, oczekiwania i wymagania innych, ponieważ w człowieku nie pozostaje nic więcej, jak niezadowolenie i spada mu poczucie wartości i pewność siebie.

Wprowadzenie – tło historyczne do rozdziału: Opanuj swoją emocjonalną jaźń

Tłem historycznym dla tego rozdziału są wydarzenia, które miały swój początek w 432 r.p.n.e w Atenach. W tamtym okresie Ateny i Sparta miały kosę. Oba państwa-miasta przewodniczyły swoim własnym tworom unijnym. Ateny były Hegemonem Związku Ateńskiego. Do Związku należały państwa-miasta z wybrzeży Morza Egejskiego. Sam związek, nazywany też Symmachią Ateńską powstał w 478 r.p.n.e. Natomiast Sparta przewodniczyła Związkowi Peloponeskiemu. Jak widać, wszelkie Związkowo-Unijne twory, które powstawały na ziemiach Europy, czy Azji Mniejszej to również wynalazek równie starożytny, co sama demokracja, republika, sejm, czy senat.

Jakkolwiek akcja rozdziału dotyczy samej sytuacji w Atenach, która miała miejsce przy okazji odwiedzin spartańskich dyplomatów. A warto wiedzieć, że w tamtym okresie zarówno Sparta, jak również Ateny były mocarstwami. O ile Sparta słynęła ze swoich wojowników, ponieważ była w pełni zmilitaryzowana, o tyle Ateny świetnie radziły sobie na wodach morskich dzięki pokaźnej i zasobnej flocie morskiej, która również ułatwiała miastu handel.
Wysłannicy Sparty przybyli, by przedstawić Ateńczykom nowe warunki pokoju – innymi słowy postawić im ultimatum na zasadzie: albo się zgadzacie na nowe warunki albo czeka nas wojna. Jest to sytuacja podbramkowa, która faktycznie może budzić ogrom emocji, wątpliwości, ale również stawiać pod znakiem zapytania całe, dalsze, bezproblemowe funkcjonowanie miasta. I znak zapytania nie jest wynikiem wyłącznie zagrożenia w postaci wojny. Akceptacja warunków, jakie narzucała Atenom Sparta oznaczałby również niejako okazanie słabości przez Ateńczyków, a tym samym akceptacja mogła równać się niejako słabości, którą Spartanie mogliby wykorzystać, by tym bardziej jeszcze narzucić własne warunki pokojowe.

Niezbędnym stało się zwołanie gromadzenia, w którym udział wziąć mogli mężczyźni – mieszkańcy Aten. Oczywista, celem spotkania było omówienie sytuacji, jak również ewentualnie mężczyźni mieliby znaleźć sensowne rozwiązanie. W książce mowa o dwóch „obozach” – jastrzębiach i gołębiach. Jastrzębie, ci bardziej rozemocjonowani, chcieli przejąć inicjatywę i zaatakować Spartę. Sprowadzono ich jednak na ziemię argumentem, że Sparta na lądzie jest nie do zajechania. Gołębie opowiadali się za przyjęciem warunków nowego traktatu pokojowego. Jednocześnie byli świadomi, że przyjęcie traktatu przez Ateny może wyłącznie rozochocić Spartę do narzucania jeszcze bardziej surowych warunków. Debata trwała w najlepsze, a rozwiązania i końca debaty nie było widać.

Późnym popołudniem pojawia się on – uwielbiany, kochany, ceniony – mąż stanu – Perykles, który miał już wtedy sześćdziesiątkę na karku, jednak jego opinię cenili sobie Ateńczycy ponad miarę. Tutaj także jego postać zostaje nieco czytelnikowi przybliżona. Przede wszystkim dlatego, że Perykles zdobył sobie dość szeroką władzę, a zatem jego wpływy rozciągały się na całe Ateny. A jednak, bardziej niż politykiem, był on filozofem.
Przede wszystkim jednak Perykles robił wszystko inaczej. Ateny, czy Grecja w ogóle to swego rodzaju kolebka kultury europejskiej, obok Cesarstwa Rzymskiego, które jednak sporo od Grecji czerpało, włącznie z Panteonem bóstw.

W Grecji również narodził się teatr i sztuki teatralne, a możliwym jest również to, że właśnie pewien patos, pewna, emocjonalna podniosłość, płomienność mówców, ich zaangażowanie, emocjonalność, urok, jaki wokół siebie roztaczali, było tym, co nie tylko Ateńczyków, ale również współczesne społeczeństwo pociąga bardzo mocno.

3. Refleksja czytelniczka:

Teraz, jak o tym myślę i trochę analizuję strategie działania, która widoczna była w przypadku braci Tate, wydaje się, że o oto mamy duet doskonały. Niezależnie od tego, na ile były to dla nich aspekty naturalne, a takimi się wydaje – różnice w ich charakterze – można powiedzieć, że zarówno w sposób sprytny, jak również bardzo inteligentny, Panowie wykorzystali poszczególne aspekty swojej natury.

Oczywistym jest, że na przestrzeni ostatnich lat rozwinął się mocno Red Pill. Nie uważam, by było to dobre, ani złe. Skoro u kobiet jest feminizm, u mężczyzn pojawił się red pill jako kolejna formacja intelektualno-emocjonalno-polityczna, która ma „określone zadania”. Od tego teraz abstrahuję. Patrzę na Andrew Tate pod kątem wspomnianych w książce wystąpień polityków i przywódców, którzy w płomienny sposób szerzyli swoje idee – byli wojowniczy, często ich działania zmierzały w stronę rozpoczęcia zbrojnego konfliktu, czy zbrojnej odpowiedz – podejmowanie się kampanii wojennych finalnie miało przysłużyć się przywódcom – mogli się wpisać na karty historii jako zwycięzcy.

I mamy tutaj również postać Andrew Tate, który był i dalej zresztą jest mocno kontrowersyjny. Dość głośny, by nie powiedzieć krzykliwy, mocno zaskarbia sobie atencję odbiorcy, bardzo mocno narusza przestrzeń osobistą, nie można powiedzieć, by do niej przenikał, on raczej przekracza umowne granice w sposób bezpośredni, jak robią to wojownicy, niemal sposób siłowy. Zresztą Andrew jest kilkukrotnym mistrzem świata w kickboxingu, z pewnością jest typem wojownika, którego charakter faktycznie kształtował się nie tylko w trakcie walki, ale również przed nią. Jest bardzo stanowczy, by nie powiedzieć rygorystyczny na wzór wojskowego przywódcy, który wydaje rozkazy i polecenia. Nie szczędzi kąśliwych uwag, którym niejednokrotnie często odmówić pewnej logiki. Andrew wysuwa się na pierwszy plan kampanii, której podjęli się bracia Tate. Tworzą osobliwego wroga – Matrix, który zniewala mężczyzn i oni stają w roli wybawców. Sama strategia dość dobrze znana i nieustannie stosowana na wielu płaszczyznach życia. Strategia, która odwołuje się do najgłębszych koncepcji, które tysiąclecia temu zakorzeniły się w człowieku – jak walka dobra ze złem.

Z drugiej strony mamy natomiast Tristana Tate, który już tak krzykliwy nie jest. To z pozoru typ wesołka, który lubi zabawę. Po angielsku można powiedzieć, że jest trochę „goofy”, po polsku można powiedzieć, że to typ kolesia z klasy, który kręci jakąś hecę, dobrze wygląda, lubi alkohol, dziewczyny i drogie zabawki, a przy tym ciągle dopisuje mu humor. To tylko jedna z odsłon Tristana – ta rozrywkowa odsłona jest jedną ze stron bogactwa, do posiadania którego bracia namawiają mężczyzn. Andrew staje się niejako wzorcem człowieka, który bogactwo zdobywa, daje receptę na sukces, Tristan jest natomiast typem człowieka, który z tego bogactwa czerpie życiową, hedonistyczną radość.

Różnice w ich charakterze widoczne są także w trakcie rozmowy. Oczywiście Andrew potrafi mówić w sposób spokojny, kulturalny i rzeczowy, a nawet łagodny. Jednak tego typu wystąpienia stanowią domenę Tristana. To o nim można powiedzieć, że jest świetnym mówcą, odnajduje się w towarzystwie. Innymi słowy Tristan to dusza towarzystwa, Andrew natomiast w towarzystwie lubi raczej dominację i posłuszeństwo. Andrew przewodzi „armii” Tristan dobrej zabawie. To niejako dwie strony medalu, którym to medal jest finansowy sukces.

Najwidoczniej nawet Ateńczycy jeszcze przed naszą erą byli równie podatni na emocjonalne wystąpienia, których celem było wszczęcie kampanii wojennych, podejmowanie zachowań o wysokim ryzyku, innymi słowy duży udział w procesie myślenia miała właśnie jaźń emocjonalna. Ciężko zresztą ukrywać, że ludzie są bardzo na emocje podatni, co najpewniej wynika z ich własnego poziomu nieświadomości.

Możliwym jest nawet, iż niektórzy są do tego stopnia zniewoleni przez swoje emocjonalne ja, by jakoś funkcjonować w świecie, gdzie panują powierzchowność i obłuda, muszą wykształcić w sobie postawę zgoła emocjonalną, na kanwie której następnie powstanie cała filozofia, by tym samym ja emocjonalne znalazło nić porozumienia z ja racjonalnym, tworząc spójny, synchroniczny i całościowy obraz ja w psychicznym świecie człowieka.

Wróćmy natomiast do lektury.

Autor stwierdza pewien, stosunkowo krótki cykl życia osób u władzy: pierwszym etapem był rozbłysk – narodziny nowej gwiazdy, która objawiała się tłumom, która stawała się najpewniej coraz bardziej ambitna, pewna siebie, aż pyszna, by, w wyniku swej pychy i ambicji, następnie doznać srogiego upadku po którym następował kolejny człowiek u władzy, a którego cykl wyglądał podobnie. Cykle natomiast były kilkuletnie i , jak sam autor stwierdza, Ateńczycy nie ufali nikomu, kto zbyt długo utrzymywał się u władzy. Być może takie krótkie cykle życia osób u władzy stanowił dodatkową atrakcję, może stanowiły ochronę na wypadek realnej tyrani, despotii, zatem, po cichu nawet upadek cieszył tak samo niższych szczeblem władzy ludzi, jak też tych władzy bliższych, którzy mogli tym samym po władzę sięgnąć.

Perykles, który pojawia się na spotkaniu to właśnie człowiek „na opak”. To właśnie jego postać, wedle słów autora, zmienić miała lub zmieniła faktycznie politykę w Atenach. Nie chodzi jako tako o samą scenę polityczną, co w ogóle podejście do polityki. Perykles pochodził z arystokratycznego domu, oznacza to, że był majętny, dobrze sytuowany, jego ród musiał być rodem znanym w mieście. Zdaje się, że arystokrata powinien bratać się ze swoimi. U początków swej politycznej kariery Perykles zrobił coś innego – w pierwszej kolejności zaczął utrzymywać kontakty z rzemieślnikami, którzy zdaje się byli dumą Aten, a jednocześnie doświadczali tego, że byli po prostu bagatelizowani. Perykles zrzeszył się także z klasą średnią. Pracował nad tym, by to właśnie ich zdanie i opinia były również istotne. Wydaje się, że zabieg sięgania do nizin społecznych przez polityków wtedy właśnie pojawił się po raz pierwszy, a z pewnością – został tak skutecznie wykorzystany. Wiadomo zresztą nie od dziś, iż zamożni, a tym bardziej arystokracja stanowili wyłącznie jakiś tam procent społeczeństwa, jego ogromna część to byli po prostu pracownicy na barkach których kręciła się gospodarka, tak samo wtedy, jak i dziś.

Oczywiście, zrzeszenie sobie sporej grupy ludzi to jedno, ale ich kontrola to drugie. Przede wszystkim dlatego, że im większa grupa, tym większa ilość sprzecznych, czy raczej odmiennych opinii, czy interesów. Jak zatem Perykles sobie poradził z trudnym, czy niemożliwym wręcz zadaniem? Nieustannie, krok po kroku realizował swój cel – założenie, które sprowadzało się do tego, by frakcja „ludzi pracy” zyskała na znaczeniu, a raczej znaczącym stał się ich głos.

Także w przypadku konfliktów zbrojnych Perykles stosował odmienną, niż dotychczas politykę. Można w ogóle pomyśleć, bazując na informacjach w książce, że w ogóle zaczął on stosować politykę, nie natomiast sztukę. Z jednej strony mieliśmy wzmiankę o tym, że dla przywódców istotnym było, by rozsławić swe imię, zatem ich działania zbrojne, czy kampanie wojenne były nastawione nie tak bardzo na dobro wspólne, czy interes ogólny Aten, ale na egocentryczny interes, którym była chęć zapisania się na kartach historii. Perykles natomiast zaczął chyba faktycznie stosować jakąkolwiek politykę i realną strategię wojenną, których celem była redukcja strat, czy ograniczenie kampanii wojennych. Co prawda Ateńczycy, przyzwyczajeni raczej do teatralności, a z pewnością też zaznajomieni z niejedną, heroiczną historią takiego lub innego herosa, czy przywódcy, traktowali działania Peryklesa jako właśnie mało heroiczne. Jednak ich racjonalna ocena sytuacji nie mogła odmówić takim działaniom efektywności.

Efektywność ta sprowadzała się do pomnażania majątku miasta, który wcześniej, pewnie mocno roztrwoniony na wojny, teraz rósł i pozwalał na inwestycje. Jednocześnie, być może by dać odczuć Ateńczykom, iż dobrostan miasta rośnie, zlecał prace budowlane – powstawały świątynie, czy teatry, powstawały miejsca pracy, zatem można mówić, że Ateny weszły w okres prosperity.

No i to właśnie za rządów Peryklesa powstał Partenon – świątynia dla Ateny – opiekunki miasta, bogini mądrości i inteligencji. Nie ma co ukrywać, tak samo pod kątem miejsc pracy, zarządzania hajsem, efektywnego, skutecznego i racjonalnego prowadzenia działań wojennych, jak również pod kątem upiększania miasta, dbałości o religijne uczucia, Perykles dawał sobie radę, co przekładało się na uznanie ze strony mieszkańców.

Kolejnym aspektem był jego wizerunek jako mówcy. Jak wiadomo w Atenach dotychczas modną była teatralność, demagogia. Zresztą to właśnie w starożytnej Grecji demagogia bardzo mocno się rozwinęła. Cenionym były płomienne, emocjonalne przemówienia, retoryka patosu, wzniosłości, która potrafiła oddziaływać na serca ludu. Perykles natomiast w przemówieniach stosował styl zgoła odmienny – powściągliwy. Nie przemawiał do serc Ateńczyków, a ich rozumu, dlatego stosował argumenty logiczne, racjonalne, zdroworozsądkowe. Swoją drogą, to aż zaskakujące, iż w kolebce filozofów, kolebce współczesnej kultury, wielkich myśli i idei, tam, gdzie zrodziła się niejedna filozofia, a samo słowo filozofia z Greki oznacza umiłowanie mądrości, Ateńczycy przez tak długo czas nad rozum stawiali serce i to właśnie sercu ulegali najmocniej. Wynika to może też z tego, że w dużym stopniu Ateńczycy byli estetami, zatem przykładali uwagę do formy, nie treści. Nie dziwi zatem, że nad treść, woleli być uwiedzeni formą, spektaklem retorycznym, w którym mówca stawał się gwiazdorem. Zresztą, zabiegi tego typu widać do dzisiaj. Nie ma co się oszukiwać, niewiele się zmieniło, tak samo pod kątem namiętności ludzi, jak również tego, że demagogia, płomienność i emocjonalność, odnoszenie się do emocjonalnej jaźni człowieka, wciąż widoczne są w polityce.

Nie ma też co się oszukiwać, chłodne, racjonalne, powściągliwe przemówienia są po prostu nudne. To dane, informacje, statystyki, fakty, argumenty rzeczowe, które nie angażują ludzkiej namiętności, a wyłącznie jego rozumową strefę.

4. Refleksja czytelnicza
Widać zresztą jak na dłoni, że ludzka skłonność do przeżywania namiętności widoczna jest we współczesnym świecie. Namiętności, tak to ładnie nazwijmy, przeżywają teraz okres rozkwitu. Teraz namiętności, najpierw poprzez sztukę, następnie politykę, spłynęły na masy tak szerokim strumieniem, iż masa tonie w swej namiętności życia i przeżywania. Hedonizm jest obecny w naszym życiu na każdym kroku. A wraz z hedonizmem lenistwo. A wraz z lenistwem nihilizm. Gdyby podać jakieś trzy imiona, jak na przykład w grze Diablo była wielka Trójca Piekieł – Diablo, Baal, Mefisto, którzy byli demonami Grozy, Zniszczenia i Nienawiści, we współczesnym świecie, które mogą odzwierciedlać demoniczną postać ludzkiego ducha, z pewnością byłyby to: Hedonizm, Lenistwo, Nihilizm. Nihilizm w tej pustej postaci, gdzie bezmiar ludzkiego istnienia i myśli rozlewa się w niemożliwą do ogarnięcia umysłem przestrzeń. W nihilizm, w którym żywot człowiek staje się pewną formą bezsensownej walki. Nihilizm, w którym śmiertelność staje się jedynym, realnym i faktycznym końcem. Nie jest tak istotne, w wielu przypadkach, czy istnieje jakiś świat, wymiar po tym wymiarze. Jednak sama koncepcja jego istnienia niejednokrotnie budzi w nadzieję. W końcu, w swym egocentrycznym rozumowaniu, które może jest próżne, a może właściwe, trudno oczekiwać, by istota tak wysoko rozwinięta jak człowiek, rodziła się wyłącznie po to, by na końcu umierać i ginąć bezpowrotnie. Z drugiej natomiast strony, z perspektywy kosmosu, czy jesteśmy czymś więcej, niż jakimś drobnoustrojem, który unosi się w powietrzu, na kawałku jakiegoś paprochu lub kurzu, gdzieś, nie wiadomo gdzie, pomiędzy bezkresem, którego rozciągłość jest możliwa do zauważenia tylko dlatego, że istnieją na niebie gwiazdy odległe i dalekie. Czym miałby zasłużyć sobie człowiek, by z perspektywy kosmosu stać się na tyle bytem wyjątkowym, by sam stwórca wszechświata miał mieć na niego szczególne baczenie. Możliwe nawet, że nasz bóg nie jest bogiem jedynym, a wyłącznie jedynym jakiego znamy. Może jest wiele bogów, wiele planet, galaktyk i wiele cywilizacji, które, podobnie jak my, żyją w tym bezkresie?

Wracając jednak z przestrzeni międzyplanetarnej do przestrzeni społecznej, bez wątpienia można powiedzieć tyle: Hedonizm, Lenistwo, Nihilizm to coś na wzór demonicznego trio, które powoli pożera ludzkość i człowieka. Błędne koło, w którym żyją ludzie, zamknięci jak chomiki. Żyją z nadzieją, że biegnąc wystarczająco długo, dojdą do jakiegoś celu, lecz nigdy, nigdzie nie dojdą, padną po prostu zmęczeni i martwi.

6592 wyświetlenia
248 tekstów
6 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!