Pamiętam tę książkę. Jej morał jest przerażający. Wizja obciągniętego skórą szkieletu, który jak zombie prze do przodu, rozkłada się i gnije w czasie, przestrzeni, upadły na umyśle i nadziejach, lecz brnie dalej bo to ostatnie zdanie, które zapamiętał - żeby nie dać się pokonać. Nawet rybak zauważył, że za daleko wypłynął za tą rybą, bo wrócił z niczym. Uważaj, proszę.