W zasypianiu przeraża mnie fakt, że już pora skończyć myśleć. Położyć się i spróbować osiągnąć mentalną harmonię. Na samą myśl o tym, że to już koniec i nic więcej, odechciewa mi się podpisania paktu z tym morfeuszem, czy kimś tam - nie, nie piszę się na to. Budzenie się jest koszmarem dla umysłu, ale fizycznie nie stanowi problemu. Mus to mus. Jednakże to nic w porównaniu z ułożeniem się do snu. Mentalnie ułożyć się wśród myśli, żeby było wygodnie, to kwestia kilkuset minut, krążących od przeszłości po przyszłości i czasem zapominam o kontroli. O owcach. O liczeniu oddechów. Kto zdrowy napierdala w głowie o owcach? Może muzułmanie skusili by się, skoro kozy i te sprawy. Nie przepadam za przepadaniem w sen. Może było by łatwiej po kilku głębszych, ale nie stać mnie teraz na bycie alkoholikiem. Z kolei myśl o zarwanej nocy, kładzie się cieniem na poranne słońce. Nie boję się koszmarów, ostatnio w snach podszedłem do czarnej szafy leżącej przy opuszczonym chodniku i tylko dwie starsze kobiety patrzyły się to na nią, to na mnie, tak jakby chciały bym w nią spojrzał. Grała muzyka, bardzo powolna z jakimś melancholijnym napięciem... Głośno i głośniej, więc w końcu podszedłem najbliżej, spojrzałem i przeszedł mnie dreszcz widząc dwie obejmujące się objęte klątwą, czy opętaniem małe dziewczęce twarze. Zaczęło skrzypieć, a ja zadrżałem, wciąż patrząc się na nie, bo wiedziałem, że nie mogą istnieć, aż do wybudzenia. Bo nie ma tak brzydkiej twarzy po dwa razy ohydą pisanej. Dzisiaj kolejny raz śniłem, iż zabijałem małe dziecko, choć zanim przyłożyłem nóż, było całkiem groźne i dojrzałe. Jak zbójca w nocy. Nie wiem czemu później przypominają mojego najmłodszego brata. Gdy patrzę na te cholerne - na ich szyi kłute -rany, trzymając je na rękach i nie wiem, czy dobić, czy może z nadzieją patrzeć jak wracają do życia. Później wstaje, idę napić się kawy. Kiedyś jeszcze papieros. Dzisiaj różnie bywa - na co komu palić. Potem kąpiel, a przed nią jakiś ćwiczenia. Dalej nuda, praca, , nuda, jej brak i tak do wieczora. Coś poczytać, zjeść. Czasem na piwo z kumplami, czy niby-randkę. I tylko myślenie jakoś potrafi to wszystko lepiej nazwać, uwierzyć w cokolwiek i robić swoje. Nie nauczyłem się spać, tak bywa. Tyle dobrego, że nocą jest jakoś więcej miejsca, na posiadanie tego własnego. Mój dzień ma stanowczo za mało godzin. Tyle. Wiersz jeszcze może jakiś;
nie lubię zasypiać kłaść się obok tego co już we mnie się nie obudzi
we własnym łóżku czuć obcość zapach pogrzebanego w popiołach
pomyśleć, że nie będę mógł zaspać na to nawet
szkoda budzika skoro nie patrzy się już na wskazówki pierwsza z lewej czy z prawej
później wstaje by otworzyć okno i zasłonić zasłonki
sen? nie, jeszcze nie piszę się na to bezsenność jednak z czasem we mnie zaśnie
*** to co nie daje zasnąć, może być tylko snem
to co się w nas nie obudzi, zazwyczaj nigdy nie zasypia
tyle we mnie poszło spać, że nazwanie tego bezsennością, byłoby sporą przesadą
więcej leży mi nocą w oku, niż za dnia w sercu
jeżeli piszesz w nocy bzdety, to rano nie będziesz w stanie zaspokoić kobiety - dobranoc, a właściwie dziendobry
ostatnio myślę, by opchnąć pisanie, bo nie bardzo jest co ze mnie jeszcze opchnąć i zarobić Jakubie ja nawet na dwubiegunówkę się nie zaliczam wszystko można kontemplacją w sobie uspokoić jak się dorobię, pozwolę sobie na to wszystko co we mnie niespokojne wciąż
łzy Lil? jeżeli płaczesz po nocach, to znaczy, że może powinnaś iść po pomoc jakieś leki, terapia ja akurat nie jestem wylewny, jedynie myślący - pamiętający - po prostu nie lubię spać
co do przypadków możlwego przeznaczenia/fatum/wyższej woli to tak jak mówiłem już kiedyś, wyniki fluktuacji w statystyce w sobotę pracowałem w Otrębusach pierwszy raz w życiu, a następnego dnia przeczytałem artykuł właśnie o tym mieście, gdzieś w onecie, czy wp przypadek? owszem, prawdopodobieństwo takiego zdarzenia rośnie z każdym kolejnym dniem, miesiacem, rokiem... raz na 20 lat moze się coś takiego wydarzyć
co do moich kobiet i do mojej prywatności to nie będę rozmawiał